wtorek, 1 lipca 2025

Aldona Żółtowska Halszka. Na brzegu rzeki


 Data wydania: 11-06-2025
Wydawnictwo: Axis Mundi
Ilość stron: 284

34/2025


Wpadł w moje ręce debiut, a wiecie doskonale, że ja osobiście jestem ich wielbicielką. Lubię sięgać po kolejne książki debiutujących autorów i obserwować jak rozwija się ich warsztat, jak rozwija się ich kariera pisarska i czy udaje im się przebić na rynku wydawniczym, bo sami chyba widzicie, że parafrazując znaną piosenkę "pisać każdy może trochę lepiej lub trochę gorzej". Jak poradziła sobie Aldona Żółtowska ? Moim zdaniem całkiem nieźle. Chociaż początkowo przyznaję się, że pierwsza część mnie niesamowicie irytowała, ale potem było już tylko lepiej. Pewnie nie sięgnęłabym po Halszkę, ale wiecie doskonale, że ja jestem sroka okładkowa, a ta okładka jest niezwykle klimatyczna i jakaś taka nostalgiczna. No i to zdanie na okładce: tajemnica sprzed lat splata losy matki i syna. Ja kocham sagi i powieści wielotomowe chociaż denerwuje mnie czekanie na kontynuację. Teraz czekam na drugą część Halszki, bo pomimo początkowych zgrzytów książka jest dobrze napisana, wszystko tutaj się zazębia i historia splata się niczym nici w makatce.  Autorka zaskoczyła mnie nie tylko sprawnie napisaną historią, ale i głębią psychologiczną.
Całą historia składa się z dwóch części. W pierwszej, która toczy się w roku 1926 i opowiada o losach Chai Madejskiej i drugiej z lat powojennych opowiadającej o Maksymilianie, synu Chai. I właśnie ten początek z Chają nie zagrał mi zupełnie. Poznajemy dziewczynę, która spędza noc z nieznajomym mężczyzną i okazuje się, że zachodzi w ciążę. i chociaż jest ambitną i pracowitą dziewczyną to zwraca się do niego o pomoc w kłopocie. Mężczyzna okazuje się być samotnym fabrykantem, który nie wyrzeka się swojego postępku. I tutaj właśnie zaczynają się schody, bo lekko irytowało mnie w tej części zachowanie bohaterów, coś między nami nie zagrało, ale to tylko moje subiektywne zdanie i wcale nie przeszkadza w odbiorze książki jako całości. Autorka świetnie oddała nie tylko tło historyczne, ale i zadbała o każdy szczegół garderoby, a moda tamtejsza znacznie różniła się od tej dzisiejszej.
Maksymilian podejmuje pracę jako nauczyciel w niewielkiej miejscowości Wiktorów. A że chłopak postanowił pojawić się wcześniej to interesuje się okolicznymi miejscowościami i ludźmi, z którymi przyjdzie z pewnością spędzić mu jakiś czas.  To właśnie podczas swoich wędrówek natrafia na ślad tajemniczej Halszki. To właśnie historia tajemniczej  Halszki splata przeszłość i teraźniejszość, odkrywa głęboko skrywane rodzinne tajemnice i dramaty. Co wspólnego ma Maksymilian z Halszką ? Sięgnijcie po książkę Aldony Żółtowskiej i przekonajcie się sami.
Debiut autorki uważam za udany, a ona sama kupiła mnie niezwykłą wrażliwością, którą jest widoczna na kartach powieści. Kupiła mnie również doskonałym przygotowaniem do napisania książki, tłem historycznym tym  Łodzi fabrykantów jak i tym powojennym, gdy bieda i niepewność konkurowały z podziałami klasowymi. Tutaj akcja toczy się nieśpiesznie, nie ma tutaj zrywów akcji ale jest refleksyjnie z dużym naciskiem na podłoże psychologiczne bohaterów. To książka o przetrwaniu i  poszukiwaniu własnej tożsamości, o rodzinie i dziedzictwie przekazywanym z pokolenia na pokolenie.
To udany debiut i z pewnością sięgnę po kolejny tom, bo jestem niezmiernie ciekawa jak potoczą się losy jej bohaterów.
Polecam Wam gorąco.

Moja ocena 8/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Axis Mundi

czwartek, 26 czerwca 2025

Zofia Mąkosa Bez miłości


 Data wydania:04-06-2025
Wydawnictwo: Książnica
Ilość stron: 336
Cykl: Pomiędzy

33/2025

Zofia Mąkosa zabrała mnie znowu w niezapomnianą podróż pomiędzy Trzcielem, a Poznaniem. W cudowną podróż historyczną, która jak zwykle skradła moje serce. Ciężkie to były czasy dla Polaków, którzy uczyli się żyć w kraju, który świeżo odzyskał niepodległość, ale też z niepokojem spoglądali w przyszłość po postanowieniach Traktatu Wersalskiego. W takich czasach przyszło żyć bohaterom drugiej części cyklu Pomiędzy Zofii Mąkosy. Bez miłości jest doskonałą kontynuacją pierwszej części, a autorka jak zwykle zachwyca przepięknym piórem, w którym każda literka ma swoje miejsce, a każdy z bohaterów jest po coś. Tutaj nie ma miejsca na przypadki. Wszystko jest przemyślane, doprecyzowane i oszlifowane po to, aby zabrać nas czytelników w podróż, która na długo zapada w naszych sercach. Lubię książki Pani Zofii i z każdej cieszę się jak dziecko z wizyty Mikołaja. Ale powiem Wam coś w tajemnicy na końcu Bez miłości jest dużą czcionką napisane "koniec tomu drugiego", więc jak możemy się domyślać będzie kontynuacja. Jest to oczywiście konieczne, bo wiele wątków wymaga zamknięcia i wyjaśnienia, ale w tym miejscu mam osobisty apel do autorki: "Pani Zofio proszę nam nie kazać czekać zbyt długo na kolejną część". Ja rozumiem, że aby oddać tak doskonale tło historyczne trzeba się mocno zaangażować i z pewnością przeczytać nie jedno opracowanie historyczne, ale Pani czytelnicy nie są najbardziej cierpliwymi osobami na świecie. Czekają, bo muszą.
W Bez miłości śledzimy dalsze losy naszych bohaterek, Weroniki i Joanny, które muszą ponosić konsekwencje własnych wyborów i żyć tak jak tego chciały. Weronika chociaż nie nosi pod sercem dziecka Freda, syna jednego z najbogatszych mieszkańców Trzciela, ale niestety dotkniętego chorobą wojenną, wychodzi za niego za mąż. Fred i jego rodzina są Niemcami i nasza bohaterka musi się przystosować do życia między nimi. Czy hardej Weronice się to uda? Czy pokornie będzie znosić upokorzenia ? A może stanie się zupełnie inaczej? Sięgnijcie po Bez miłości i przekonajcie się sami ja poradzi sobie Weronika.
Joanna nadal mieszka w Poznaniu, pracuje i uczy się w każdej wolnej chwili. Jest niezależna i postawiła sobie cel, do którego dąży każdego dnia. Jest uparta i ambitna, nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. Nie ma też szczęścia do mężczyzn, ale to trochę na własne życzenie, bo wychowana przez siostry zakonne ma wpojone, że rozwodnik to zło. Poznajcie jak potoczą się losy Joanny, mieszkanki Poznania i jak sama o sobie mówi polskiej Maty Hari.
Polubiłam obydwie z bohaterek. To kobiety z krwi i kości, sile, niezależne i ambitne. Kobiety, które radzą sobie doskonale pomimo trudności jakie rzuca im pod nogi los. To książka pełna przyjaźni, więzi rodzinnych i siostrzanych. To książka przede wszystkim o codzienności, która stała się niemym świadkiem tamtego czasu. Od lektury Bez miłości nie sposób się oderwać, a każda strona przypomina, że nieuchronnie zbliżamy się do końca.
Ja czekam z niecierpliwością na kolejną część Pomiędzy, a Was gorąco zachęcam do lektury tej niezapomnianej powieści.

Moja ocena 9/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Książnica

środa, 25 czerwca 2025

Małgorzata Manelska Rozdzieleni przez los

 

Data wydania: 14-05-2025
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 488

32/2025

Ależ mnie ta książka przeczołgała, nie jestem w stanie policzyć ile razy musiałam ją odłożyć i sięgnąć po coś lżejszego, żeby dojść do siebie i oswoić się z tragicznymi wydarzeniami. Z twórczością Małgorzaty Manelskiej już się zetknęłam i widziałam, że autorka ma dobre pióro, ale to co zrobiła w Rozdzielonych przez los przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Biorąc książkę do ręki wiedziałam, że akcja toczy się podczas II wojny światowej, czyli w moim ulubionym okresie historycznym, ale dawno żadna książka nie poruszyła mnie tak jak najnowsza powieść autorki. Czytając niejednokrotnie miałam łzy w oczach i w gardle rosła mi dziwna gula, która nie pozwalała swobodnie oddychać. Ta książka to nie tylko opowieść o wojnie i jej ciemnej stronie, nie tylko o prześladowaniach i bezsensownej śmierci ze względu na pochodzenie, ale to książka o Człowieczeństwie przez duże C, o którym nigdy nie wolno nam zapomnieć. To lektura, któą powinien przeczytać każdy bez względu na wiek, płeć czy narodowość, Porusza ona najczulsze struny i na długo zapadnie w mojej pamięci. Piękna minimalistyczna okładka zupełnie nie oddaje emocji, które dostaniemy i wydarzeń, których będziemy świadkami.
Małgorzata Manelska zabiera nas  Makowa Mazowieckiego, gdzie w 1938 roku żyją pod jednym niebem Żydzi i Polacy. I choć różni ich wyznanie i obyczaje to sąsiad sąsiadowi nie jest wilkiem. Poznajemy Marię i Władka. Ona, Maria to córka żydowskiego krawca i on, Władek syn polskiego policjanta. Ich drogi skrzyżowały się, zakochali się w sobie i chcieli wspólnej przyszłości. Oboje wiedzieli, że ze względu na różne wyznanie ciężko będzie im zyskać aprobatę rodziny, ale zupełnie nie spodziewali się tego co zgotuje im los. Wybucha wojna i Władek trafi na roboty przymusowe, gdzie bauerka nie zna dobrego słowa, a naszego bohatera traktuje jak śmiecia. Maria natomiast jako że jest Żydówką trafia wraz z matką, młodszą siostrą i owocem miłości, które nosi pod sercem do miejsca, gdzie według Niemców powinien znaleźć się każdy Żyd, a mianowicie do getta. Do brudu, głodu, chorób i ciasnoty, do miejsca, gdzie w jednym pokoju gnieżdżą się po trzy rodziny. Do miejsca, gdzie Żydzi są obdarci z człowieczeństwa i nie znają dnia ani godziny kiedy trafi ich kula albo staną się obiektem zabaw SS-manów. Czy Marii i Władkowi uda się przeżyć? Czy ich drogi się skrzyżują i dane im będzie spędzić wspólnie życie? Tego dowiecie się z książki Małgorzaty  Manelskiej Rozdzieleni przez los.
Gratuluję Pani Małgorzacie Manelskiej tak świetnie napisanej książki. Książki pełnej prawdy historycznej, ale i szacunku dla bohaterów tamtych czasów. Książki pełnej emocji, bólu i łez. Autorka wykonała kawał dobrej roboty, a przed napisaniem książki z pewnością przekopała się przez tony dokumentów będących świadectwem z tamtego okresu. To co zrobili Niemcy z osobami niepełnosprawnymi i chorymi, które przecież zaburzały obraz rasy panów zasługuje z pewnością na osobny kociołek w piekle., a w nas współczesnych wzbudza takie emocje, że nie sposób je ogarnąć choćby jednym słowem, Ten obraz bestialstwa trudno nie tylko zrozumieć, ale i trudno go sobie wyobrazić. Boli jak diabli chociaż minęło już tyle lat.
Rozdzieleni przez los ta książka ważna i potrzebna. Jo osobiście mam nadzieję, że trafi do jak najszerszego grona czytelników. U mnie na półce zajmie z pewnością szczególe miejsce. Bardzo gorąco Wam polecam

Moja ocena 10/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Filia

sobota, 21 czerwca 2025

Katarzyna Gacek Wypadek? Nie sądzę


 Data wydania: 04-06-2025
Wydawnictwo: Agora
Ilość stron: 408
Cykl: Pensjonat Jaśminowy Dwór


31/2025


Katarzyna Gacek to jedna z moich ulubionych autorek i przyznaję się bez bicia, że każdą Jej książkę biorę w ciemno, bo wiem , e nie będzie nudy i będzie wspaniała lektura. Czy było tak i tym razem? Oczywiście, że tak, ale tym razem zamiast komedii dostałam kryminał lekko refleksyjny i pełen zadumy, bo w tle mamy stratę, żałobę i tabun wyrzutów sumienia. Czy to znaczy, że było gorzej? Nie, absolutnie nie. Ja jestem zdecydowanie na tak i czuję, że nowy cykl Pani Katarzyny Pensjonat Jaśminowy Dwór będzie po raz kolejny zachwycał i z pewnością zyska rzesze czytelniczek i czytelników. Nazwisko Katarzyny Gacek to marka sama w sobie. Autorka kolejny raz udowadnia, że można napisać doskonały kryminał bez epatowania na każdym kroku krwią i przemocą, bez brutalności, ale za to  z nutą refleksji. Akcja jak to bywa u autorki toczy się tak dynamicznie, że nie mamy czasu złapać oddechu. Tutaj nie ma miejsca na chaos, a każda scena i bohaterowie są starannie przemyślani. Ja kocham książki Katarzyny Gacek i podejrzewam, że gdyby autorka napisała ulotkę do lekarstwa to również z ogromnym zainteresowaniem.
Wypadek? Nie sądzę to jak wspomniałam nowy cykl autorki Pensjonat Jaśminowy Dwór, którego akcja toczy się w Nałęczowie. Poznajemy Gabrielę, która na prośbę rodziców postanawia pomóc rodzicom przez miesiąc w prowadzeniu tego urokliwego miejsca, które podobno nie generuje zysków i przyda się świeże spojrzenie. Gabriela to była policjantka, która zmaga się z potężną traumą i musi przepracować żałobę po stracie najbliższej jej osoby. Czy pod opiekuńczymi skrzydłami rodziców da sobie radę? Być może, ale wydarzenia jakie toczą się pod nosem naszej bohaterki budzą w niej instynkt policjantki, a jej przeczucia sprawdzają się w 100%. W Nałęczowie bowiem autorka, która mierzyła się z potężnym hejtem w sieci popełnia samobójstwo. Sandra Herman okazuje się być osobą, której śmierci życzyłby nie jeden, ale czy ktoś się na to odważy? A może fatycznie Herman postanowiła rozstać się z tym światem? JA już znam odpowiedź na to pytanie, a Wy koniecznie sięgnijcie po Wypadek? Nie sądzę Katarzyny Gacek i dajcie się wciągnąć w tę niesamowitą historię.
Autorka zachwyca umiejętnością obserwowania świata. Kreuje bohaterów, którzy kradną nasze serce od pierwszej strony i nie da się o nich szybko zapomnieć. To prawdziwa uczta dla miłośników cosy crime, która sprawi, że zapomnicie o całym świecie, bo Wypadek? Nie sądzę to książka z tych, które nie dadzą się odłożyć. Świetnie napisana, z całą plejadą bohaterów, którzy nie są bezcelowi, ale wnoszą coś do całej historii. Polubiłam Gabrielę, ale już jej babcia to prawdziwy majstersztyk, matce też niczego nie brakuje, więc trudno się dziwić, że nasza Gabrysia jest jaka jest, bo mając takie geny nie mogło być inaczej.
Książka jest rewelacyjna i z niecierpliwością czekam na kolejny tom. I tutaj mam apel do autorki: proszę się nie ociągać z pisaniem, bo to prawdziwa zbrodnia zostawić czytelników w takim miejscu i w takim zawieszeniu. 


Moja ocena 9/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Agora

czwartek, 19 czerwca 2025

Zofia Mąkosa W świetle latarni


 Data wydania: 03-07-2024
Wydawnictwo: Książnica
Cykl: Pomiędzy
Ilość stron: 352


30/2025

Gdy Wydawnictwo Książnica napisało do mnie zapytanie czy chcę zrecenzować drugą część cyklu Zofii Mąkosy Pomiędzy to nie wahałam się ani sekundy z tym tylko zastrzeżeniem, że nie czytałam jeszcze pierwszej części. I wiecie co, kolejny raz był to strzał w dziesiątkę, bo po pierwsze Książnica wydaje mądre i wartościowe książki, a po drugie kocham pióro Zofii Mąkosy i uważam, że śmiało jej powieści powinny wejść do kanonu lektur. W świetle latani jest pierwszą częścią cyklu Pomiędzy. Pomiędzy czym? Pomiędzy podziałami kulturowymi, pomiędzy granicami, pomiędzy życiem a śmiercią i wreszcie pomiędzy miłością i powinnością. Autorka po raz kolejny zabrała mnie w niezapomnianą podróż dwudziestolecia międzywojennego i wielkopolskiego Trzciela. Tę książkę czyta się wszystkimi zmysłami: smakuje, delektuje, słyszy i widzi. Kolejna książka autorki, która zalicza się do grona tych, że żal ją odłożyć. Autorka genialnie oddała klimat tamtych czasów opisując nie tylko wydarzenia z dziejów historii Polski, które miały niebagatelny wpływ na życie mieszkańców, ale również ich ubiór, zachowanie  i konwenanse jakie rządziły w tamtych czasach.
Trzciel został podzielony granicą. Ci, którzy kiedyś się przyjaźnili i żyli pod jednym niebem nagle stanęli po dwóch stronach barykady, sąsiad z którym tydzień temu biesiadowaliśmy nad kieliszkiem wódki okazuje się być zupełnie kimś innych. Mieszkańcy Trzciela, aby odwiedzić groby swoich bliskich potrzebowali specjalnej przepustki, bo przecież cmentarz był już w zupełnie innym kraju. Trzcielanie zamiast żyć tu i teraz, żyją w zawieszeniu tak właśnie Pomiędzy.
Poznajemy młodą Weronikę, na której po śmierci rodzicielki skupia się cały ciężar opieki nad rodzinom: gotowanie, pranie, sprzątanie i opieka nad młodszą siostrą Nelą, która należy do tych osób, które są wszystkiego ciekawe, a droga do domu prowadzi przez rynek i okoliczne wsie. Weronika ma też starszego brata, a brat ma przyjaciela Natana. Natan jest Żydem i chociaż Weronika wie, że ojciec nigdy nie pochwali tego związku to dziewczyna zakochuje się bez pamięci, a nawet gdyby udało im być razem to będą skazani na ostracyzm i potępienie. Weronika z Natanem spotyka się więc ukradkiem i przeważnie pod osłoną nocy. Czy dane im będzie być razem? Czy coś pokrzyżuje im te plany?
Jest i druga bohaterka Joanna Podbielska mieszkanka Poznania, młoda wdowa, która po śmierci męża może zacząć znowu żyć. Rozpoczyna pracę w archiwum i podnosi swoje kwalifikacje, z uporem ślęczy nad książkami i po jakimś czasie udaje jej się zdać maturę, a musicie wiedzieć, że matura w tamtych czasach to było coś . Joanna nawiązuje znajomość z tajemniczym Stanisławem Błońskim i podejmuje z nim współpracę. W charakterze szpiega albo inaczej osoby, która ma mieć oczy i uszy otwarte udaje się do Trzciela, gdzie zatrzymuje się u zaprzyjaźnionej rodziny Wieczorków. Tak skrzyżują się losy Weroniki i Joanny. Czy kobiety się zaprzyjaźnią? I co wyniknie z tej znajomości? tego dowiecie się sięgając po W świetle latarni Zofii Mąkosy. Z pewnością większość z Was miała okazję czytać już ten tytuł, bo swoją premierę miał blisko rok temu. Gdyby ktoś jednak przeoczył tak jak ja to polecam z całego serca, bo to kawał wartościowej literatury, od której nie sposób się oderwać.
Zofia Mąkosa pisze nie tylko magicznie, ale i autentycznie. Jak zwykle w przypadku jej powieści widać ogrom pracy włożony w jej napisanie. Kocham pióro pani Zofii i jestem jej zagorzałą fanką. Mogę mieć tylko żal, że autorka tak rzadko wydaje nowe powieści. Ja uciekam do drugiej części Bez miłości, bo zostało mi parę stron, a jestem niezmiernie ciekawa jak potoczą się losy Weroniki i Joanny.
Polecam Wam z całego serca, a Wydawnictwu Książnica dziękuję nie tylko za egzemplarz do recenzji, ale i za to, że wydają tak mądre i wartościowe książki.

Moja ocena 9/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Książnica. 

piątek, 30 maja 2025

Monika Wawrzyńska Pogrzeb bez zwłoki


 Data wydania: 21-05-2025
Wydawnictwo: Harde
Ilość stron: 304
Cykl: Śmierć i podatki

Jeżu kolczasty ja znowu płakałam przy książce, ale tym raz ze śmiechu, bo obok książek Moniki Wawrzyńskiej nie sposób przejść w sposób poważny i dystyngowany. Pogrzeb bez zwłoki jest drugą częścią cyklu Śmierć i podatki, a o W proch się przewrócisz pisałam Wam tutaj. Już pierwsza część wzbudziła mój zachwyt i niby znam specyficzne poczucie humoru autorki to powiem Wam, że gdybym miała wybierać między pierwszą częścią, a drugą to miałabym ogromny problem, bo obydwie są rewelacyjnie napisane. No ja kocham pióro Moniki Wawrzyńskiej i gdyby się zdecydowała na napisanie ulotki do leków to też bym przeczytała.
Znowu wracamy do Biura Rachunkowego Kwity i pity, gdzie tym razem skupiamy się na najstarszej pracownicy, pani Jadzi. Pani Jadzia nie wadzi nikomu, pracuje jak mrówka i nie wyróżnia się z tłumu. Bo i czym ma się wyróżniać znoszonym paltem i rozchodzonymi butami, które prawie pamiętają czasy Wilhelma Zdobywcy. Jadzia zapomniała jak to jest być kobietą. Jej życie kręci się w obrębie domu i pracy, nawet dodatkowe zlecenia wykonuje w domu, bo to Jadzia zarabia na dom, a szanowny małżonek na dom i niespodziewane wydatki, a że te nigdy nie nadchodzą to kisi pieniądze na osobnym koncie, do którego nasza Jadzia nie ma nawet upoważnienia. Jadzia i Jurek są małżeństwem z wieloletnim stażem, ale ich wspólne wyjścia ograniczają się do sobotniego rajdu po marketach, bo w jednym mąka jest o 10 groszy tańsza, a w drugim  papier toaletowy dają dwa za jeden. Jurek to kutwa, dusigrosz i skąpiradło w jednym. I tak pewnie żyliby razem, ale osobno, gdyby nie opinia znajomego bezdomnego. W Jadzię wstąpił nowy duch: farba na włos, nowy obuw, kiecka i pierś do przodu, ale Jurek ciągle ten sam, a nawet gorszy bo przeszedł na emeryturę i jego działalność ogranicza się do oglądania teleturniejów na coraz to nowszym telewizorze. Jadzia marzy o pozbyciu się małżonka, ale że to nastąpi tak szybko i w takich okolicznościach to nawet najstarsi górale tego nie przewidzieli. Co zrobi Jadzia? Czy jak na małżonkę z długoletnim stażem przystało spowije się w czerń? A może wręcz przeciwnie zacznie w końcu żyć i czerpać z życia całymi garściami? Przekonacie się sięgając po Pogrzeb bez zwłoki Moniki Wawrzyńskiej. Przednia zabawa i oplucie czytnika gwarantowane. Książki autorki powinny być opatrzone adnotacją: nie czytać w komunikacji miejskiej, a ta tylko dlatego żeby nie wzbudzać sensacji wśród współpasażerów.
Nie należy zapominać, że największym marzeniem Jadzi były podróże i podziwianie nie tylko zabytków, ale i dzieł najznakomitszych malarzy. Jak po raz pierwszy nasza bohaterka wybrała się do Paryża to jej wizyta przez dłuższy czas nie schodziła z nagłówków europejskich gazet. Na szczęście Jadwiga z pomocą Myszki Miki wylądowała na rodzimym Okęciu. Co mają nagłówki gazet z naszą Jadwigą? Przeczytajcie koniecznie.
Ja osobiście zawsze się boję kontynuacji, ale nie w przypadku Moniki Wawrzyńskiej, bo przy Pogrzebie bez zwłoki liczyłam ilu pracowników mają Pity i kwity, wychodzi mi na to, że jeszcze będą przynajmniej dwie części. Ale żeby nie było tak różowo i lukrowato to książka ma oczywiście wady, a w zasadzie jedną, bo jest zdecydowanie za krótka, a ja chciałabym więcej i dłużej. Po lekturze Pogrzebu bez zwłoki do końca swoich dni nie kupię zamrażarki. Dlaczego? Ano, bo to straszny pożeracz prądu i tej wersji będę się trzymać do momentu aż nie przeczytacie książki.
Czytajcie i bawcie się dobrze. Polecam, przednia zabawa gwarantowana.

Moja ocena 9/10

środa, 28 maja 2025

Lori Nelson Spielman Lista marzeń


Data wydania: 08-04-2025
Wydawnictwo: Rebis
Ilość stron: 416
Tłumaczenie: Katarzyna Waller - Pach

28/2025

Dlaczego ja tak rzadko sięgam po książki zagranicznych autorów? To pytanie stawiam sobie za każdym razem, gdy czytam dobrą książkę  autora nie z naszego rodzimego podwórka i odpowiedź zawsze jest taka sama - nie wiem. Po Listę marzeń Lori Nelson Spielman sięgnęłam jak zwykle przez przypadek, bo tym razem urzekła mnie okładka. Szczerze mówiąc to nie pamiętam czy przypadkiem książki już nie czytałam, bo pierwsze polskie wydanie było w 2013  i niby coś mi się kojarzyło, niby gdzieś dzwoniło, ale nawet jeśli to czytało mi się Listę marzeń świetnie. Z pewnością nie widziałam filmu, bo rzadko to robię, Pewne jest natomiast to, że podczas czytania zużyłam pół pudełka chusteczek higienicznych, a zdradzieckie łzy pojawiały się w najmniej oczekiwanym momencie. To pięknie napisana powieść  odwadze, miłości i stracie najbliższej osoby, ale to też książka napisana ku pokrzepienie serc. Lista marzeń to lektura idealna i jestem z siebie dumna, że często słucham intuicji, która podpowiada mi co czytać, bo dzięki temu pokonałam potężny zastój czytelniczy i znowu mogę się oddawać mojej ukochanej pasji. Mogę czytać, pisać o książkach, dzielić się z Wam moimi przemyśleniami i jeśli choć jedna osoba sięgnie po książkę z mojego polecenia to będzie to dla mnie sukces.
Wróćmy jednak do List marzeń Lori Nelson Spielman i do Brett Bohlinger, która wydaje się ma wszystko: pracę, której oddaje się z pełnym zaangażowaniem i partnera, z którym jest od lat, ma urodę i pieniądze. Czy czegoś jej jeszcze w życiu potrzeba? Wydaje się , że nie. Brett traci ukochaną matkę i podczas odczytywania testamentu, gdy wydaje się, że odziedziczy firmę wartą miliony jej spokojne i pokładane życie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Brett nie tylko nie stała się właścicielką firmy, ale została z niej usunięta, nie dziedziczy domu wartego krocie, a jedynie może w nim mieszkać przez trzydzieści dni. czy matka Brett była pozbawiona serca? Nie, zdecydowanie nie. Ona znała swoją córkę lepiej niż siebie samą i postawiła Brett prze trudnym zadaniem. Aby dziewczyna mogła odziedziczyć spadek, musi odhaczyć listę pozostawioną przez matkę. Po wykonaniu zadania z listy adwokat odczyta jej list pozostawiony przez matkę. I o ile niektóre z zadań są proste, bo co to za problem kupić psa czy wspomóc biednych, o tyle inne wydają się lekko odrealnione. Bo jak można zakochać się mając stałego partnera? Czy to znaczy, że partner, z którym Brett jest od dłuższego czasu nie jest tym jedynym?  A jak kupić konia mieszkając w dużym mieści? A mieć dziecko? Czy Brett uda się odhaczyć wszystkie zadania z listy? Sięgnijcie po Listę marzeń Lori Nelson Spielman i przekonajcie się sami.
To ciepła i wzruszająca książka, która przypomina nam o naszych marzeniach, i których w natłoku codziennych zajęć zapominamy. To książka, która pozwala się zatrzymać, złapać oddech i zastanowić się czy sami jesteśmy we właściwym miejscu. To książka o prozie życia: codzienności, pracy, miłości i o odchodzeniu, ale przede wszystkim o godzeniu się i radzeniu w żałobie, bo chociaż serce nam ściska i mamy wrażenie, że świat powinien stanąć w miejscu w momencie, gdy tracimy żegnamy najbliższych to on się nie zatrzymuje i pędzi na złamanie karku, a my stajemy się coraz starsi i mamy coraz mniej czasu na realizację naszej listy marzeń.
Polecam Wam gorąco Listę marzeń Lori Nelson Spielman, bo to piękna i mądra książka, z którą  spędzicie dobrze czas.

Moja ocena 8/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Rebis

Ellen Marie Wiseman Kolekcjonerka sierot


 Data wydania: 21-05-2025
Wydawnictwo: Kobiece
Ilość stron: 512
Tłumaczenie: Przemysław Hejmej

27/2025

Kolejny raz sięgnęłam po książkę, bo wpadła mi w oko okładka, a już jak przeczytałam opis wydawcy to wiedziałam, że muszę po nią sięgnąć. To moje pierwsze spotkanie z Ellen Marie Wiseman, ale po lekturze Kolekcjonerki sierot wiem, że muszę przeczytać pozostałe książki autorki. Rety jakie to było dobre. Czytałam i zalewała mnie fala sprzecznych emocji strach, ból i obrzydzenie mieszały się z niedowierzaniem i nadzieją. Kolekcjonerki sierot się nie czyta, ją się chłonie jak gąbka wodę. Uczucie chęci poznania jak najszybciej historii wypierał strach, że nie skończy się ona tak jakbym sobie wymarzyła. Ta historia od pierwszego rozdziału skradła moje serce . To niesamowicie utkana historia, która sprawia, że zapominamy o całym świecie, nie istnieje nic oprócz Kolekcjonerki sierot. Uwielbiam historie, które angażują czytelnika od samego początku.
Autorka zabiera nas w podróż do Filadelfii. Mamy rok 1918 i w mieście wybucha epidemia hiszpanki. Najgorsza sytuacja panuje oczywiście w dzielnicach najuboższej części społeczeństwa, którą w dużej mierze zamieszkują imigranci, których do podróży za ocean zmusiła sytuacja panująca w Europie i skusiła wizja lepszego życia w Ameryce. To tutaj poznajemy Pię Lange, która mieszak wraz z matką i kilkumiesięcznymi bliźniakami. Pia ma trzynaście lat i gdy śmierć puka i do ich drzwi zabierając matkę to na tej nastoletniej dziewczynce spoczywa obowiązek opieki nad młodszymi braćmi. Dziewczynka radzi sobie jak umie do czasu, gdy zaczyna jej brakować żywności. Pełna strachu i obaw opuszcza mieszkanie nie zdając sobie sprawy, że ta decyzja zmieni całe jej życie. Samotną wędrówkę ulicami opustoszałego  miasta przerywa jej atak choroby, szpital i...
Berenice Groves opłakuje śmierć swojego jedynego maleńkiego synka, ma żal do lekarzy i pielęgniarek, że zamiast pomagać prawdziwym Amerykanom swój czas i uwagę poświęcają nic nieznaczącym imigrantom. To ona zauważa moment, gdy Pia opuszcza mieszkanie i wiedziona ciekawością się do jej mieszkania, gdzie zastaje zmarłą matkę i dwóch maleńkich chłopców. Postanawia ukarać Pię i zabiera chłopców do siebie. Postanawia ich wychować na Amerykanów. Moment zabrania chłopców rozpoczyna "misję" Berenice Groves, której to celem jest pozbawienie dzieci imigrantów  i umieszczenie ich w amerykańskich rodzinach. Jak zakończy się jej misja? Tego dowiecie się sięgając po Kolekcjonerkę sierot Ellen Marie Wiseman.
Dla mnie ta książka to prawdziwa petarda. Napisana szczerze, prawdziwie, bez zbędnego zadęcia. Autorka porusza wiele trudnych tematów, ale robi to w sposób perfekcyjny, przez książkę dosłownie się płynie i chociaż nie należy do najcieńszych to nawet nie zauważyłam jak zbliżyłam się do końca.
Polecam Wam z całego serca, bo to kawał dobrej literatury.


Moja ocena 10/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu

wtorek, 27 maja 2025

Katarzyna Kostołowska Czterdzieści i wciąż pięknie

 


Data wydania: 21-05-2025

Wydawnictwo: Książnica

Ilość stron: 304

Cykl: Czterdzieści


26/2025

Czterdzieści i wciąż pięknie Katarzyny Kostołowskiej to dziewiąta część cyklu Czterdzieści, który przeczytałam z niekłamanym szczęściem w oczach, bo ja uwielbiam ten cykl i jeżeli będzie miał sto części to przeczytam je wszystkie. Uwielbiam bohaterki: Anitę, Aśkę, Karolinę i Magdę i każde spotkanie z nimi to jak powrót do domu najbliższej przyjaciółki, której można się zwierzyć ze wszystkiego, ale i wspólnie pomilczeć. W życiu dziewczyn nie ma miejsca na nudę, ciągle coś się dzieje, raz lepiej, raz gorzej, ale ich przyjaźń trwa w najlepsze i wiedzą, że zawsze mogą na siebie liczyć. Nie znaczy to wcale, że nie dochodzi między nimi do starć i utarczek, ale w razie kłopotów stają za sobą murem. Są wobec siebie lojalne, szczere i nie uznają półśrodków jeśli którejś dzieje się krzywda. Lata lecą, czas nieubłagalnie płynie, a one są wciąż piękne i młode. No może oprócz Anity, która nie gardzi medycyną estetyczną, ale można jej to wybaczyć, bo ma młodszego męża, którego kocha do szaleństwa i chce mu się zawsze podobać. No jeszcze Magdzie, której mama nieustannie przypomina o zbliżającej się menopauzie, a wraz z nią uderzeniom gorąca, wahaniom nastroju, że już o rosnącej wadze nie wspomnę, 

Tak żyją sobie nasze bohaterki we Wrocławiu, ich życie toczy się ustalonym rytmem, który wyznaczają pory roku i dekoracje w Czekoladziarni, która jest nie tylko oczkiem w głowie Aśki,  gdzie zarabia na chleb, ale i miejscem, gdzie dziewczyny mogą się spotykać o każdej porze dnia i nocy. Oczywiście pod warunkiem, że zgrają swoje grafiki. Co w przypadku Karoli nie jest tak oczywiste, bo od wybuchu wojny w Ukrainie sama bez pomocy Siergieja pcha swój wózek zwany biznesem, a wraz z nim dźwiga worki z korą, dogaduje się z klientami i projektuje kolejne ogrody. Ciągnie resztkami  sił i chociaż po namowach męża postanawia kogoś zatrudnić to proces rekrutacyjny nie przebiega tak jakby tego oczekiwała. Czy da sobie radę sama? Wróci Siergiej, a może ktoś inny pojawi się na horyzoncie? Tego dowiecie się sięgając po Czterdzieści i wciąż pięknie Katarzyny Kostołowskiej.

Ja nie umiem ocenić tej książki, bo kocham każdy kolejny tom cyklu. I chociaż mogłoby się wydawać, że dziewięć części to przesada, ale nie w przypadku Pani Katarzyny, której pióro sprawia, że chce się czytać bez końca. Zakończenie sugeruje, że będzie kolejna część, bo droga autorko nie mon zostawiać czytelnika w niewiedzy czy na świecie pojawi się chłopiec czy dziewczynka. Zapytacie czyje dziecko?? A tego to już Wam nie powiem, bo musicie koniecznie sięgnąć po tę książkę.

To było kolejne cudowne spotkanie z moimi ulubionymi bohaterkami za którymi szczerz mówiąc już się trochę stęskniłam, bo czytając książki Katarzyny Kostołowskiej ma się wrażenie, że jesteśmy wciągnięci w środek wydarzeń i sami jesteśmy bohaterami powieści. Tak naprawdę ta książka mogłaby być o każdym z nas, tu nie ma wydumanych frazesów, tu nie ma świata idealnego, ale tutaj jest życie, takie normalne, zwyczajne, moje czy twoje wraz z jego cieniami i blaskami. 

Polecam Wam serdecznie najnowszą powieść Pani Katarzyny i jestem przekonana, że przeczytać wszystkie części cyku tak jak ja i będziecie chcieli więcej i więcej.

Moja ocena 9/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Książnica



sobota, 17 maja 2025

Monika Raspen Czartoryska. Opowieść o matce


 Data wydania: 28-05-2025
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron: 448
Cykl: Czartoryska 

25/2025

RECENZJA PRZEDPREMIEROWA

28 maja będzie miała premierę Czartoryska. Opowieść o matce, która jest drugą częścią cyklu Czartoryska. Dzięki uprzejmości Moniki Raspen miałam przyjemność delektować się książką na dwa tygodnie przed premierą. I tak jak mnie pierwsza część urzekła tak w drugiej się zakochałam, bo autorka ma niezwykły dar snucia opowieści, które czytają się same i z żalem patrzymy na ubywające strony. To była niesamowita i niezapomniana podróż do świata XVIII wiecznej arystokracji. Czytając tak sobie pomyślałam, że gdybym w czasach licealnych miała taką nauczycielkę historii to na próbnej maturze Bona żyłaby tyle ile żyła, a nie jak w moim wykonaniu dwieście lat. maturę zdałabym śpiewająco, bo opowieść Moniki Raspen nie tylko przybliża nam historię, ale robi to w sposób perfekcyjny, nie nagina faktów, opiera się na autentycznych źródłach i wkłada ogrom pracy w stworzenie swojej historii. Pierwszy tom Czartoryskiej był świetny i autorka sama sobie postawiła wysoko poprzeczkę. Czy druga część jest równie dobra? Moim zdaniem jest jeszcze lepsza i przyznaję, że aż się boję jakie emocje zaserwuje nam autorka w kolejnych powieściach, bo z każdą kolejną jest lepiej i lepiej. Szczerze mówiąc dzięki książkom Moniki pokochałam historię i żałuję, że tak późno odkryłam fakt, że można się nimi delektować  i smakować jak najlepszym daniem.
Tym razem mamy okazję śledzić losy młodej Marii Czartoryskiej, która została zmuszona do małżeństwa z Ludwikiem Wirtemberskim I jeśli myślicie, że to idealne małżeństwo to Monika Raspen szybciutko wyprowadzi Was z błędu. Zdawać by się mogło, że Czartoryskim nie brakuje niczego, posiadają pozycję, majątek i dużo znaczą na politycznej mapie Europy. Małżeństwo powinno nie tylko przypieczętować ich poczynania, ale i zapewnić ciągłość rodu. Wirtemberski okazuje się być człowiekiem uzależnionym od alkoholu, hazardu i tak brutalnym, że Maria niejednokrotnie musi ukrywać dowody jego "miłości". Dziewczyna jest praktycznie pozostawiona sama sobie, a jej matka Izabela początkowo nie zauważa problemów małżeńskich córki. Dramat rozgrywał się za drzwiami pałacowymi, a rozwód w tamtych czasach nie wchodził w rachubę, bo małżeństwo było kontraktem, w którym nawet wyznaczano czas jaki małżonka mogła spędzać u swoich rodziców. Wyobrażacie to sobie w dzisiejszych czasach? Jasne, że nie brakuje damskich bokserów, ale przynajmniej kobieta ma wybór, bo może odejść. W czasach Czartoryskich musiała uzyskać zgodę rodziców. Czy młoda Maria będzie umiała się przeciwstawić mężowi? Czy może w końcu odnajdą się i porozumieją? Tego dowiecie się sięgając po Czartoryską. Opowieść o matce.
Ta książka to skarb, który czytałam momentami z przerażeniem w oczach i obawą o losy naszej bohaterki. To powieść napisana z niesamowitym rozmachem przy zachowaniu faktów historycznych. Mamy tutaj Rewolucję Francuską, i upadek monarchii, mamy króla elekcyjnego i świat na krawędzi przemian. Ale przede wszystkim mamy tutaj kobiety. Kobiety, które w świecie zdominowany przez mężczyzn próbowały liczyć się na arenie międzynarodowej, kobiety silne, które płacą za cudze ambicje i wreszcie kobiety, które żyły w świecie zdominowanym przez koneksje, konwenanse i pochodzenie. W świecie, w którym za zamkniętymi drzwiami rozgrywały się dramaty, a kobieta znaczyła tyle c zeszłoroczny śnieg.
Czartoryska. Opowieść o matce to niezwykle emocjonująca lektura, którą trudno odłożyć. Napisana z pasją, rozmachem, z przede wszystkim pięknym językiem. Okazuje się, że można napisać doskonałą powieść bez miliona erotycznych scen i bez wulgaryzmów, które mnie niesamowicie drażnią. Można napisać powieść, która nie tylko przybliża nam historię, ale i angażuje czytelnika. Powieść, która sprawia, że zapominamy o problemach codzienności i przepadamy na długie godziny. Pokochałam książki Moniki Raspen od pierwszego spotkania i wiem, że ta miłość pozostanie we mnie na zawsze, bo są autorzy i Autorzy, są książki i Książki, które zasługują na to, aby o nich mówić często i głośno.
Polecam Wam z całego serca i jestem przekonana, że zachwycicie się tą powieścią tak jak ja.
Niestety przeczytałam wszystkie dostępne na rynku tytuły autorki i nie pozostaje mi nic innego jak uzbroić się w cierpliwość i przeglądać zapowiedzi wydawnicze.


Moja ocena 10/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorce, Monice Raspen

środa, 14 maja 2025

Monika Raspen Wnuczka Faberge. Kobiety Romanowów

 


Data wydania: 14-01-2025

Wydawnictwo: Replika

Ilość stron: 400


24/2025

Monika Rapsen nie przestaje mnie zaskakiwać. To trzecia przeczytana przeze mnie książka autorki i każda wywarła na mnie niesamowite wrażenie. Ja, która nie czytałam zbyt chętnie powieści historycznych, bo wydawały mi się nudne i bez akcji, skończyłam właśnie kolejną, która wyszła spod pióra autorki i kolejna, która mnie zachwyciła. Trochę czasu minęło zanim ją skończyłam, ale to nie jest książka, którą można przeczytać na jednym posiedzeniu, bo mnogość postaci sprawia, że nad książką trzeba się pochylić i skupić, żeby nie pomylić ciotek, babek, kochanek, utrzymanek czy żon.

Monika Raspen tym razem zabrała mnie w podróż do carskiej Rosji, Rosji Romanowów za czasów cara Mikołaja II. Do szczęścia carskiej rodzinie brakuje syna i jak na złość rodzą mu się same córki, które nie mogą pretendować do tronu. Obsesją Aleksandry Fiodorowny staje się urodzenie syna. Gdy kobieta po raz kolejny rodzi córki zostają one jej zabrane w trosce o o jej zdrowie psychiczne. Caryca zostaje poinformowana, że noworodek urodził się martwy, a tak naprawdę dziewczynki zostają przekazane na wychowanie do zaufanych ludzi. Jedną z " matek" zostaje Irina Dunina. Dziewczyna okaleczona przez los, ofiara obietnic księcia Alberta. Skomplikowane?? Tylko pozornie, bo wystarczy się wczytać we Wnuczkę Faberge Moniki Raspen i wszystkie wydarzenia wskoczą jak puzzle na swoje miejsce.

Autorka świetnie pokazała świat blichtru i blasku dynastii Romanowów. To świat, który tyko pozornie błyszczy, bo pod przykrywką idealnie funkcjonujących rodzin jest pełen brudu, zakłamania i tajemnic. Kobiety w tamtych czasach nie miały lekko. Te z wyższych sfer miały być ozdobą mężczyzny i rodzić synów, nie wolno im było iść za głosem serca, a musiały się podporządkować woli rodziców. Gdy uwikłały się romans i na dodatek zaszły w ciążę to za usunięcie płodu groziła im zsyłka. 

To kolejna książka autorki, która kończy się koniec tomu pierwszego. To daje nadzieję na kontynuację, bo Monika Raspen to niekwestionowana królowa powieści historycznej, która umiejętnie łączy prawdę historyczną z fikcją, ludzi autentycznych z tymi fikcyjnymi. Po raz kolejny widać ogrom pracy włożony w napisanie książki co cenię niesamowicie, a jeszcze fakt, że z książki dużo się nauczyłam sprawia, że po kolejne książki Pani Moniki sięgnę w ciemno, bo wiem, że to będzie kolejna niezapomniana podróż w przeszłość.

Powiem Wam jeszcze, że mam ten zaszczyt i czytam Czartoryską. Opowieść o matce, która będzie miała premierę 28 maja i mogę tylko powiedzieć, że kocham każdą literkę i każde zdanie. 

Zapomniałam jeszcze dodać, że to najpiękniej wydana książka jaką mam w swojej biblioteczce. Cudo!!

Polecam Wam serdecznie>


Moja ocena 8/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Monice Raspen. To dla mnie zaszczyt móc czytać Pani książki z przepiękną dedykacją tylko dla mnie, dziękuję.


czwartek, 8 maja 2025

Katarzyna Majewska - Ziemba Gorzki smak rosolisu


 Data wydania:06-05-2025
Wydawnictwo: Replika
Ilość stron: 396
Cykl: Lwowska opowieść


23/2025


Na twórczość Pani Katarzyny Majewskiej -Ziemby trafiłam przez zupełny przypadek na Legimi , gdy w moje ręce wpadł Dotyk marcepanowych marzeń, o którym pisałam tutaj. Od pierwszego zdania zachwycił mnie język, styl, a przede wszystkim autentyczność , którą widać w każdym zdaniu. Z niecierpliwością czekałam na Gorzki smak rosolisu. Wiedziałam, że to będzie książka trudna i bolesna, ale zupełnie nie spodziewałam się tego co dostałam. Po raz kolejny autorka zaprosiła mnie do świata Rebeki i jej rodziny. Dla mnie był to powrót do rodzinnego domu, pokochałam bohaterów od pierwszej strony i tym razem przyszło mi im towarzyszyć podczas II wojny światowej. Autorka napisała książkę nie tylko genialną, ale i potrzebną, przypominającą o wydarzeniach z tamtych lat, prawdziwą, szczerą i ukazującą świat takim jakim był. Czytając nie raz i nie dwa miałam łzy w oczach, odkładałam książkę by za godzinę do niej wrócić i na nowo towarzyszyć Rebece i jej najbliższym w wydarzeniach, które niestety miły miejsce i nie wymażemy ich z kart naszej historii.
 Lwów - miasto, gdzie mieszkają Polacy, Żydzi i Ukraińcy. Żyją w jednym mieście, są dla siebie sąsiadami i  przyjaciółmi . Wszystko jednak do czasu, do czasu najpierw okupacji sowieckiej, a potem niemieckiej. Świat nie stanął w miejscu, wydarzenia potoczyły się tak lawinowo, że już nie wiadomo było komu można zaufać, kto nie doniesie najpierw do NKWD, a później na Gestapo. To był trudny i bolesny czas dla wszystkich, a już najbardziej dla ludności żydowskiej. Rebeka to młoda Żydówka, która kocha ciasta, ciasteczka, receptury pralinek i lodów. Krok po kroku dąży do realizacji swoich marzeń i gdy już jej się to udaje to jej pasmo sukcesów przerywa wojna. Wojna, która każe im opuścić rodzinny dom i zamieszkać w getcie, Wojna, która obdarła Rebekę i jej rodzinę z człowieczeństwa, a wreszcie wojna, która zmieniła ich życie o 180 stopni. Rebeka miała szczęście, że jej najbliższa przyjaciółka załatwiła jej pracę w niemieckiej jadłodajni. Takiej niemieckiej, że właściciel z Kapustki przemianował się na Kohla, ale był bardziej niemiecki niż rodowici Niemcy. Zatrudnił Rebekę pod warunkiem, że nie będzie wychylała się z kuchni i pokazywała jego gościom. Za pracę oprócz wymarzonego kwitu o przydatności dla III Rzeszy mogła zabierać raszki z pańskiego stołu. Początkowo wstydziła się, ale to zlewki pomogły przetrwać jej rodzinie najtrudniejsze chwile, chwile głodu i chociaż na chwilę zapełnić brzuchy braci, którzy dorastali i potrzebowali jedzenia. Czy Rebece i jej rodzinie uda się przetrwać to piekło na ziemi? Czy wszyscy wyjdą obronną ręką? Czy przeżyją? Na te pytania znajdziecie odpowiedź w Gorzkim smaku rosolisu Katarzyny Majewskiej-Ziemby. Przeczytałam właśnie na stronie Wydawnictwa Replika, że 15 lipca będzie miała premierę kolejna część Lwowskich opowieści, Zapach bajgli z makiem. Pozostaje mi się uzbroić w cierpliwość i czekać do lipca. Może to oczekiwanie nie będzie tak długie, bo mam w planach przeczytać poprzednie książki autorki.
Jestem zachwycona piórem Pani Katarzyny, a jej Lwowska opowieść skradła moje serce od pierwszej strony. To książka inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. To książka pisana emocjami, która na długo zapada w sercu czytelnika. To książka z bohaterami, których nie sposób nie pokochać chociaż nie brakuje tutaj i czarnych charakterów. Zachęcam gorąco wszystkich do sięgnięcia po Lwowską opowieść i jestem przekonana, że nie oderwiecie się od nich tak jak ja. Katarzyna Majewska - Ziemba wskakuje na podium moich ulubionych autorek i pokazuje, że warto czytać . Autorka sprawiła, że pokochałam książki jeszcze bardziej ( o ile jest to możliwe) i że warto zarwać wieczór, aby chłonąć każdą literkę jak gąbka wodę.


Moja ocena 10/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Replika

czwartek, 1 maja 2025

Joanna Tekieli Widunka

 Data wydania: 23-04-2025
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 408


22/2025

Na Widunkę Joanny Tekieli trafiłam przez zupełny przypadek, bo zamawiałam w Wydawnictwie Filia zupełnie inna książkę, a po otwarciu paczki czekała na mnie niespodzianka w postaci Widunki. Oczywiście, że jako sroka okładkowa zachwyciłam się okładką, przeczytałam opis i lekko zwątpiłam czy uda mi się przeczytać najnowszą książkę Joanny Tekieli. Na szczęście moje obawy okazały się zupełnie nie na miejscu i dziękowałam w duchu Wydawnictwu Filia za pomyłkę. Książkę czyta się świetnie, przesycona zapachami, wierzeniami i obrzędami sprawia, że to doskonałą lektura na wieczór, gdy z kubkiem herbaty usiadłam w moim ulubionym fotelu. To też książka pełna magii i myślę, ż gdyby autorka umieściła ją współcześnie to też znalazłoby się wielu głupiad, które nas otaczają.
Joanna Tekieli zabrała mnie w podróż do Wiklińca, gdzie poznajemy młodą Mirę, która lubi chodzić własnymi ścieżkami, a ograniczenia narzucane przez starszyznę, która niepodzielnie rządzi wioską. Mieszkańcy Wiklińca trudnią się wyplataniem wikliny, a ich życie wyznaczają pory roku. Tutaj każdy zna swoje miejsce i wie czym powinien się zajmować. W osadzie Miry kobiety nie mogą jeździć konno, bo nie będą mogły mieć potomstwa, nie wolno im strzelać z łuku, nie wolno jeździć razem z mężczyznami na handel, a przede wszystkim nie wolno przekraczać linii lasu. Mira nie umie się podporządkować wszystkim ograniczeniom i stereotypom. Podpada starszyźnie i ci postanawiają ją wydac za statecznego wdowca, który ma utemperować krnąbrną dziewczynę. Na szczęście nasza bohaterka umie postawić na swoim. Mira postanawia odejść z Wiklińca. Czy uda jej się zobaczyć jak żyją inni? Czy nie rozczaruje jej świat poza Wiklińcem? I kogo pozna podczas podróży? Tego dowiecie się sięgając po najnowszą książkę Joanny Tekieli Widunka.
Joanna Tekieli stworzyła niezwykła książkę o poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi. Książkę, w której nieustannie wędrujemy, poznajemy zwyczaje naszych przodków, uczymy się tkać, lepić garnki i wyplatać kosze. Książka pokazuje, że nie należy się bać marzeń, nie należy się poddawać stereotypom i zawsze trzeba znaleźć w sobie odwagę na wyjście poza strefę swojego komfortu i mieć odwagę żyć po swojemu.
To świetnie napisana książka, która ma jeden zdecydowany minus. Jaki? Ano taki, że na końcu przeczytałam koniec tomu pierwszego. Z jednej strony to minus, ale z drugiej strony będzie okazja po raz kolejny spotkać się z Mirą, której życie z pewnością się zmieni.
Polecam Wam serdecznie.

Moja ocena 8/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuje serdecznie Wydawnictwu Filia.

wtorek, 29 kwietnia 2025

Carla Montero Księżycowa winnica


 Data wydania: 22-04-2025
Wydawnictwo: Rebis
Ilość stron: 528
Tłumaczenie: Wojciech Charchalis

21/2025

Kwiecień obfituje w lektury, które skradły moje serce od pierwszej strony. Jak tylko zobaczyłam w nowościach wydawniczych opis Księżycowej winnicy Carli Montero wiedziałam, że koniecznie muszę ją przeczytać. O autorce słyszałam, ale jeszcze nie miałam okazji czytać jej książek. Po Księżycowej winnicy moja lista książek do przeczytania oczywiście wzbogaci się o nowe pozycje. Już nawet nie próbuję jej ogarnąć, bo przeczytam jedną książkę, pięć dopisuję i w między czasie wychodzi dwadzieścia nowości, które naturalnie muszę przeczytać. Życie książkoholika nie jest niestety usłane różami. Na szczęście udało mi się zażegnać kryzys czytelniczy i czytam może nie na akord, ale systematycznie i każdego dnia.
Wóćmy jednak do Księżycowej winnicy Montero, którą autorka osadziła w czasie II wojny światowej we Francji. Poznajemy Aldarę, uciekinierkę z Hiszpanii, która poślubia Octave`a, dziedzica posiadłości. Młodzi poznali się przypadkiem i zakochali się od pierwszego wejrzenia. markiz Montauban nie jest zachwycony ani decyzją syna, ani synową, która zamieszkała z nimi pod jednym dachem. Stosunki panujące między synową a teściem można określić początkowo jako poprawne. Nadchodzi wrzesień 1939 roku i mąż naszej bohaterki po upadku Francji trafia do niewoli. Aldara zostaje wystawiona na ciężką próbę: osamotniona w ogromnym domu, w ciąży, tęskniąca za mężem i z teściem rządzącym twardą ręką. A gdy do posiadłości wraca Romain, młodszy brat Octave`a sytuacja wydaje się być jeszcze bardziej skomplikowana. To tylko pozory, bo w Winnicy pojawią się jeszcze niemiecki porucznik i angielski lotnik. Jak to możliwe, że mężczyźni znajdą się pod jednym dachem? I jak w tej sytuacji poradzi sobie Aldara? Tego wszystkiego dowiecie się się sięgając po najnowszą książkę Carli Montero Księżycowa winnica.
To napisana w mistrzowski sposób powieść pełna tajemnic, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego i dylematów moralnych. Tutaj miłość przeplata się z poświęceniem, lojalność ze zdradą, a przeszłość z teraźniejszością. Książkę czyta się nie tylko jednym tchem, ale i odczuwa się niedosyt, z przerażeniem patrzy na ubywające strony, gdy sytuacja coraz bardziej się komplikuje. Polubiłam się z Aldarą, która okazała się być silną i zdeterminowaną kobietą, która udowodniła, że chcieć to znaczy móc. To na jej wątłych barkach spoczął los winnicy i pracowników, to ona okazała się być wsparciem dla teścia, który początkowo nie darzył jej sympatią i to ona pod jednym dachem, gdzie przebywali Niemieccy oficerowie ukrywała angielskiego lotnika.
To niezwykle emocjonalna książka, pełna tajemnic rodzinnych. Nie zabrakło tutaj i miłości, ale zakończenie jakie zaserwowała mi autorka zaskoczyło mnie. Czy się go spodziewałam? Nie, ale to tylko działa na plus. Montero udowadnia, że chociaż o II wojnie światowej powstało tysiące książek to można napisać kolejną, która każdym zdaniem czaruje czytelnika i pokazuje życie zwyczajnych ludzi, którym przyszło żyć w tamtym czasie.
Polecam Wam gorąco Księżycową winnicę Carli Montero i gwarantuję, że nie będziecie żałować czasu spędzonego z tą pasjonującą lekturą.


Moja ocena 10/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Rebis ( Dom Wydawniczy Rebis)

czwartek, 24 kwietnia 2025

Monika Raspen Czartoryska. Historia o marzycielce


 Data wydania: 29-05-2024
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron: 512
Cykl: Czartoryska

20/2025

Po rewelacyjnej książce Moniki Raspen Babel. Pocałunek śmierci wiedziałam, że musze poznać inne tytuły autorki. Kupiłam sobie Czartoryską. Opowieść o marzycielce i powiem Wam, że przepadłam. Ja, która nie miałam nigdy odwagi sięgać po książki historyczne zakochałam się w każdym słowie i delektowałam się każdym zdaniem i z żalem patrzyłam jak ubywa mi stron. W pewnym momencie odłożyłam książkę na bok, bo żal było mi ją skończyć. Autorka tak przedstawiła życie Izabeli Czartoryskiej, że czytała się jak najlepszą powieść obyczajową, miecza i szpady, historyczną, ale i doskonałą psychologię. Widać, że autorka włożyła ogrom pracy w napisanie tej książki. Praca to jedno, ale Pani Monika ma niesamowity dar snucia opowieści, a czytelnik ma wrażenie, że jest w środku wydarzeń.
Kiedyś na lekcjach historii słyszałam o Izabeli Czartoryskiej, ale jakoś nigdy nie zagłębiałam się w jej życiorys. Po lekturze książki Moniki Raspen jest mi jej po prostu i tak po ludzku żal. Izabela Czartoryska z domu Flemming nie miała łatwego życia chociaż zdawać by się mogło, że ma wszystko pozycję, majątek . Dziewczyna nie znała swojej matki, gdyż ta zmarła krótko po jej urodzeniu. Wychowywała się pod surowym okiem babki Eleonory Czartoryskiej  w wieku 16 lat została wydana za swojego wuja Adama Czartoryskiego. Oszpecona przez przebytą ospę, wystraszona i niepewna tego co czeka ją w małżeństwie. Adam Czartoryski choć człowiek światły i wykształcony nie był idealnym mężem dla młodej dziewczyny, która dopiero uczyła się życia. Jej konflikt z siostrą męża Elżbietą Lubomirską mógłby być odrębną książką.  Polityka oświecenia, w której żyła Czartoryska niewiele różniła się od tej współczesnej: układy, knowania  i interesy. Nie jest to Wam znane współcześnie?  Wepchnięta przez męża w ręce kochanka, osamotniona i opłakująca swoje przedwcześnie zmarłe dzieci . Czartoryska popadała w melancholię. Szukała ciągle pocieszenia, chciała się czuć wartościową kobietą, chciała kochać i być kochaną. Po lekturze książki Moniki Raspen nie tylko współczułam młodziutkiej Izabeli, ale i towarzyszyłam w jej przemianie z brzydkiego kaczątka w prawdziwą salonową lwicę, piękną jak na ówczesne kanony piękna, oczytaną i inteligentną. Izabela na dobrą sprawę przewyższała swojego męża we wszystkim. Jedyną jej wadą było to, że urodziła się kobietą. Kto wie czy gdyby nie przyszła na świat jako mężczyzna nie byłaby władcą Polski? Izabela wikłała się w liczne romanse z których rodziły się dzieci uznawane przez Czartoryskiego, bo przecież co by ludzie powiedzieli, gdyby wyszło to na jaw i jakby to wpłynęło na losy familii Czartoryskich. Izabela była dobrą i wrażliwą kobietą, życzliwą i uwielbianą przez innych. Jeśli nie znacie Izabeli Czartoryskiej to koniecznie sięgnijcie po książkę Moniki Raspen Czartoryska. Historia o marzycielce, bo to nie tylko genialnie napisana książka, ale i kopalnia wiedzy. Z książki dowiedziałam się o rzeczach, o których wcześniej nie miałam pojęcia, a jak wiecie ja lubię jak uczę się czegoś nowego.
Jestem pełna podziwu dla autorki, która stworzyła książkę, od której nie sposób się oderwać. Historię, w której gdyby zmienić fakty historyczne mogłaby się i toczyć współcześnie. Już się nie mogę doczekać kiedy sięgnę po kolejną część Czartoryskiej, ale póki co zabieram się za Wnuczkę Faberge, bo i tę książkę mam w swoich zbiorach dzięki uprzejmości Moniki Raspen. Mało, że ma książkę to i przepięknie skreślone parę zdań tylko dla mnie.
Zaczęłam poznawać twórczość Moniki Raspen od Babel. Pocałunek śmierci teraz przeczytałam Czartoryską, ale już po pierwszej książce przeze mnie przeczytanej wiedziałam, że to będzie jedna z moich ulubionych autorek i każdy kolejny tytuł biorę w ciemno. 
A Wy znacie już twórczość Moniki Raspen? Jeśli nie to nadróbcie to koniecznie, bo są autorzy i Autorzy. Do grona tych drugich z całą świadomością można dodać Monikę Raspen.

Moja ocena 10/10

wtorek, 15 kwietnia 2025

Sylwia Kubik Nowe nadzieje


 Data wydania: 26-03-2025
Wydawnictwo: Flow
Ilość stron; 336
Cykl: Osadnicy na Żuławach


19/2025

Przez mój ubiegłoroczny zastój czytelniczy i alergię na literki już chyba nigdy nie wyjdę na prostą z książkami, które chcę przeczytać. Sylwia Kubik należy do grona moich ulubionych pisarek i z książek, które autorka wydała w ubiegłym roku przeczytałam okrągłe zero, więc nie ma co ukrywać, ale trochę mam do nadrobienia i mam nadzieję, że w tym roku to mi się uda. W tym roku Sylwia Kubik wydała Osadników na Żuławach i po fenomenalnej pierwszej części Dziki Zachód przyszła pora na Nowe nadzieje. O rety jak ja kocham takie książki. Żałowałam ogromnie, że ubywa mi kartek, a że starym zwyczajem czytam po kilka książek jednocześnie to miałam to szczęście, że Nowe nadzieje czytałam przez parę dni. Korzystając z okazji mam prośbę, a zarazem apel do autorki czy byłaby tak miłą i stworzyła książkę, której narratorem byłby dom podcieniowy. Już widzę oczami wyobraźni jego opowieści o właścicielach, ich życiu, pracy i przemijaniu. O pokoleniach, która zamieszkiwały pod jego dachem i o jego przywiązaniu dla właścicieli. Byłaby to gratka nie tylko dla miłośników literatury, ale i historii, bo przecież nikt inny tak jak dom nie jest świadkiem zawirowań historii.
Po ucieczce z Ukrainy mieszkańcy próbują zacząć żyć i z miejscem, które osiedlili wiążą Nowe nadzieje. Nadzieje na lepszy los, na spokojne i dostatnie życie, na miłość i spokój. Czy tak potoczyły się losy Osadników na Żuławach? Obiecane mieli krainę miodem i mlekiem płynącą, ale przyszło im zmagać się z wiatrem, głodem i plagą myszy, które wciskały się dosłownie wszędzie. Otoczenie pozbawione lasów, do których byli przyzwyczajeni nie zapewniało im dostatecznej ilości drewna, którymi mogliby ogrzać swoje domy. Szabrownicy, którzy przychodzili jak po swoje i żołnierze bratniej Armii Czerwonej, którzy brali wszystko jak swoje. Niełatwe były ich początki, ale świat wydawał się inny. Czy lepszy? Nie wiem, ale ludzie potrafili się dzielić tym co mieli z biedniejszymi od siebie, potrafili być uważnym na drugiego człowieka, ale przede wszystkim potrafili ze sobą rozmawiać. Trudne to były początki, ale ludzie cechowali się niezwykłym hartem ducha, walecznością i chęcią życia w normalnym świecie bez wojen, banderowców i przelewu krwi.  Żyli, umierali i zakładali rodziny. Kłócili się i walczyli o przetrwanie. Kochali i nienawidzili. 
Sylwia Kubik zabrała mnie w kolejną literacką podróż, którą pokochałam całym sercem. Autorka pisze tak, że zabiera czytelnika w sam środek wydarzeń i mam nadzieję, że jeszcze dane mi będzie spotkać się z bohaterami Osadników na Żuławach i będę po raz kolejny towarzyszyła im w codzienności. Świetnie napisana książka, która na długo zapada w pamięci i sprawia, że na nasze życie tui teraz patrzymy inaczej.  Sylwia Kubik to autorka, której książki należy znać. Gratuluję nie tylko świetnie napisanej książki, ale i podziwiam ogrom pracy, którą w nią włożyła. Ja takie historie kocham, a że potrzebuję więcej to sięgnęłam po Odyseję żuławską i czuję, że to będzie kolejna niezapomniana podróż.
Jeśli jeszcze nie mieliście okazji czytać Osadników na Żuławach to nadróbcie to koniecznie, a ja Wam gwarantuję, że nie będziecie żałować, bo to nie tylko piękna i wartościowa literatura, ale i kawał historii, o której nie możemy zapominać.

Moja ocena 10/10

środa, 9 kwietnia 2025

Monika Raspen Babel. Pocałunek śmierci


 Data wydania: 19-02-2025
Wydawnictwo: Muza 
Ilość stron: 448

18/2025


Właśnie skończyłam Babel. Pocałunek śmierci Moniki Raspen i przyznaję, że zbieram jeszcze szczękę z podłogi, bo już od pierwszej strony dałam się porwać w wir wydarzeń i Warszawy lat dwudziestych. Nie ukrywam również, że mam ochotę udusić Panią Monikę gołymi rękami, bo okazało się, że to pierwsza część, a ja potrzebuję na już dalszego ciągu. To moje pierwsze spotkanie z autorką, ale zapewniam Was, że nie ostatnie, bo na półce czeka papier Wnuczka Faberge i po skończeniu recenzji lecę kupić ebooka Czartoryska. Historia o marzycielce. Jak ktoś pisze książki w ten sposób to zasługuje na to, żeby poznać wszystkie tytuły jakie pojawiły się na rynku. Nie ma co odkładać, bo pokochałam pióro autorki całym sercem za emocje, tempo powieści i przede wszystkim za genialnie wykreowanych bohaterów. Rety jaka to była rewelacyjna książka, że jeśli jeszcze nie mieliście okazji jej czytać to nadróbcie to koniecznie.
Babel. Pocałunek śmierci to powieść obyczajowa  z historią w tle, ale z historią autentyczną, z bohaterami, którzy na trwałe wpisali się w karty historii. Stanisława Paleolog stworzyła w Warszawie Policję Kobiecą i na jej czele stanęła. Poznajemy ją ( jak można się domyślać) w roku 1968 , gdy leży ciężkochora w jednym z angielskich szpitali.  To dzięki niej przenosimy się do międzywojennej Warszawy, która tętni życiem i w której ścierają się różne nacje. Warszawa to nie tylko europejska stolica, ale i miasto przestępców i miejsce, gdzie werbowane są dziewczyny do domów publicznych na całym świecie. Na czele tego procederu stoi Max Korn, który bez skrupułów i bez mrugnięcia okiem wykorzystuje sytuację ekonomiczną tych najbiedniejszych. To on i jego poddani z nizin społecznych wyszukują najbardziej urodziwe dziewczęta i pod pozorem lepszego życia i poprawy sytuacji rodziny sprzedaje je do domów publicznych. To właśnie w celu ukrócenia tego haniebnego procederu zostaje powołana Polska Policja Kobieca z Stanisławą Paleoleg na czele.  Trzeba było spełnić szereg wymogów, aby móc wstąpić w jej szeregi. Wzrost, wykształcenie i predyspozycje to tylko niektóre z czynników, które były brane pod uwagę, gdy przyjmowano przyszłe policjantki. Monika Raspen skupiła się na pięciu z nich. Poznajemy Ninę wywodzącą się z nizin, która swoim uporem w zdobyciu matury udowodniła, że nic nie jest jej straszne. Posiadała ona również dar jasnowidzenia, który na ostatnich stronach wywołał u mnie gęsią skórkę. Dlaczego?? Przekonajcie się i poznajcie kolejne dziewczęta, a mianowicie: Magdę - pilotkę samolotów i szyfrantkę, Adę - znaną chemiczkę, Różę - córkę zubożałego arystokraty i  Tatianę - uciekinierkę z Rosji, gdzie w czasie rewolucji została wymordowana cała jej rodzina, a ona wraz z babcią przeniosły się do Warszawy ukrywają się pod fałszywym nazwiskiem. Pięć kobiet z różnych środowisk i o różnych charakterach, ale mające wspólny cel. Czy uda im się go zrealizować? Sięgnijcie po Babel.Pocałunek śmierci i dajcie się porwać w wir wydarzeń Warszawy lat dwudziestych.
Jestem oczarowana i zachwycona piórem Moniki Raspen, nie ukrywam też swojego rozczarowania zakończeniem, które nie tylko wbiło mnie w fotel, ale i spowodowało ból głowy, gdy przeczytałam koniec tomu I. Dlaczego?? I dlaczego w takim momencie. Już przejrzałam wszystkie możliwe strony poświęcone książką i nie widzę zapowiedzi kolejnej części.
To wielowątkowa powieść, która z pewnością Was zachwyci i polecam Wam ją z całego serca.


Moja ocena 10/10

środa, 2 kwietnia 2025

Lucinda Riley Dom orchidei


 Data wydania 1 wyd. polskiego: 18-04-2012
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 528

17/2025


Od pierwszego wydania Domu orchidei Lucindy Riley minęło 13 lat, prawie cztery lata nie ma już autorki z nami, a ja dopiero poznaję jej twórczość. Po genialnej Dziewczynie z wrzosowisk, którą kupiłam z przepiękną okładką z barwionymi brzegami postanowiłam przeczytać chociaż jedną książkę miesięcznie Lucindy Riley. Mój wybór padła na Dom orchidei, który był debiutem autorki. I już wcale się nie dziwię popularności Pani Lucindy, bo jak ludzie debiutują w ten sposób to wiadomo, że później może być tylko lepiej. Ta książka ma w sobie wszystko to za co kocham powieści: świetnie poprowadzoną akcję, super wykreowanych bohaterów, niepowtarzalny klimat i łzy, które pojawiały się nie wiadomo skąd. Nawet nie zliczę ile razy się wzruszyłam podczas lektury, ale ja lubię jak książki wywołują u mnie takie emocje.
Julia Forrester to znana pianistka, która miała wszystko: talent, sławę, dom, rodzinę i synka, który był całym jej światem. Los sprawił, że w jednej chwili straciła wszystko, a fortepian kojarzył jej się ze łzami i bólem. To właśnie po jednym z koncertów dowiedziała się, że w wypadku samochodowym zginęli jej mąż i ukochany synek. Załamana, połamana i pełna bólu zaszywa się w małej chatce w angielskiej wsi nieopadal miejsca, w którym dorastała, majestatycznej rezydencji Wharton Park. Julia żyje, ale jej życie to jedna wielka wegetacja, nie umie się pogodzić ze śmiercią najbliższych. Wszyscy starają się je pomóc w tych trudnych chwilach, ale ona nie potrzebuje nikogo wystarczają jej wspomnienia. Przypadek sprawia, że wraz z siostrą poszukując prezentu dla ojca trafia na wyprzedaż w Wharton Park. Z majestatycznej rezydencji pozostała ruina, która domaga się remontu w każdym możliwym miejscu. To tutaj obecny właściciel odnajduje dziennik dziadka Julii z czasów II wojny światowej. I tutaj zaczyna się magiczna i nieprzewidywalna podróż do przeszłości, do czasów pierwszej i tak naprawdę jedynej miłości dziadka naszej bohaterki. To również ten dziennik, a także obecny właściciel Whatron Park, Kit Crawford sprawiają, że Julia zaczyna czuć, zaczyna żyć i zaczyna na nowo z pewną nieśmiałością spoglądać w przyszłość. Czy naszej bohaterce uda się rozliczyć z przeszłością? Jak potoczą się jej losy i przede wszystkim co skrywa tajemniczy dziennik? tego wszystkiego dowiecie się sięgając po Dom orchidei Lucindy Riley. Z pewnością wielu z Was ma tę lekturę za sobą, ale jeśli nie czytał książki to polecam ją z całego serca, bo to kawał dobrej literatury.
Jak wiecie ja kocham książki, których akcja dzieje się dwutorowo. Kocham książki pełne tajemnic z przeszłości, które przez przypadek wychodzą na światło dzienne, a przede wszystkim kocham książki, które mnie wciągają od pierwszych stron. Autorka stawia przed bohaterami trudne wyzwania. To słodko - gorzka powieść o miłości pełnej tajemnic, to wielopokoleniowa powieść o rodzinie, ale także o podróży śladami przodków. Ja jestem zachwycona piórem autorki i już zacieram ręce na kolejną jej powieść. Po co tym razem sięgnę? Nie mam bladego pojęcia, ale z pewnością będzie to kolejna niezapomniana lektura.


Moja ocena 9/10


Za możliwość przeczytania ebooka dziękuję Wydawnictwu Albatros.

poniedziałek, 31 marca 2025

Katarzyna Majewska-Ziemba Dotyk marcepanowych marzeń


 Data wydania: 11-03-2025
Wydawnictwo: Replika
Ilość stron: 400
Cykl: Lwowska opowieść

16/2025

Czy macie też tak, że przeczytanie parę stron i już wiecie, że ta konkretna książka pozostanie z Wami na dłużej. Przez zupełny przypadek sięgnęłam po Dotyk marcepanowych  marzeń Katarzyny Majewskiej - Ziemba i zupełnie przepadłam. Najpierw czytałam zachłannie jakby to był ostatni dzień mojego życia, a za chwilę odłożyłam książkę na bok, bo za szybko ubywało mi stron. To jest książka, która chłonie się całym sobą, napisana przepięknym językiem, przeplatana lwowską gwarą i z bohaterami, którym kibicuje się od pierwszej strony. Strasznie było mi smutno, że przewróciłam ostatnią kartkę, ale trochę mi się humor poprawił jak zobaczyłam, że 6 maja będzie miała premierę druga część Gorzki smak rosolisu. Niby do maja nie tak daleko, ale ja chciałaby mieć możliwość poznania dalszych losów Rebeki, Soni i Danusi już teraz i natychmiast. Jak tu cierpliwie dotrwać do maja? Zna ktoś z Was receptę, a może podrzucicie mi jakiś tytuł, który też pochłonie mnie bez reszty. Chociaż obawiam się, że z Dotykiem marcepanowych marzeń długo żadna książka nie będzie mogła konkurować.
Pani Katarzyna Majewska - Ziemba zabrała mnie w niezapomnianą podróż do przedwojennego Lwowa. Miasta, które mam zamiar odwiedzić, a już w szczególności Cmentarz Łyczakowski, bo kocham stare metropolie za ich majestat, ciszę i historie, które ukryte są pod każdym nazwiskiem. Autorka z precyzją zegarmistrza oddała klimat Lwowa miasta pełnego kontrastów, tętniącego życiem, gdzie ścierały się różne nacje i choć z pozoru żyły w zgodzie to widać było podziały.
Katarzyna Majewska - Ziemba zaprosiła mnie do świata Rebeki młodej Żydówki, która nie bała się marzyć i nie bała się walczyć o swoje marzenia. Wychowana w tradycyjnej żydowskiej rodzinie nie poddała się woli ojca, który jak przystało na bogobojnego Żyda planowała wydać naszą bohaterkę za mąż. Rebeka od zawsze kochała gotować, miała głowę pełna pomysłów, smaków i przepisów. Jednego czego jej brakowało to pieniędzy na realizację marzeń i przyzwolenia rodziców. Rebeka pewnego dnia opuszcza dom w czym pomaga jej Sonia, sąsiadka mieszkająca piętro wyżej. To z jej pomocą Rebeka trafia do Anette. To pod jej czujnym okiem stawia pierwsze kroki w tworzeniu ciast, tart, tortów i innych słodkości, od których na samą myśl cieknie ślina. Jak poradzi sobie Rebeka bez wsparcia rodziców? Czy uda jej się spełnić marzenia? Sięgnijcie po Dotyk marcepanowych marzeń i przekonajcie się sami. Zakochajcie się w każdym zdaniu tak jak ja, dajcie się porwać w świat zapachów, smaków i wielokulturowego Lwowa.
Autorka stworzyła książkę, która jest gotowym scenariuszem filmowym. Widać ogrom pracy włożony w jej napisanie i z pewnością długie przygotowania. To książka, która utwierdza mnie w przekonaniu, że warto czytać , bo nie ma nic piękniejszego niż możliwość przeniesienia się do świata, który już nie istnieje, do świata pełnego zapachów i smaków, do świata pełnego uprzedzeń. Ta książka czyta się sama. Ja sięgnęłam po nią na Legimi, ale już wiem, że koniecznie muszę kupić wersję papierową, bo to jedna z tych książek, które koniecznie musze mieć na półce.
Dziękuję autorce, że dzięki niej miałam okazję przeżyć niezapomnianą przygodę i za to, że stworzyła historię, która na długo pozostanie w mojej pamięci. To książka, która z przytupem weszła na podium najlepszej tegorocznej trójki.
Żeby już był maj, żeby już była maj , żeby już był 6 maja i żebym mogła sięgnąć po Gorzki smak rosolisu.

Moja ocena 10/10

wtorek, 25 marca 2025

Marta Szarejko Masz to po mnie


 Data wydania: 26-02-2025

Wydawnictwo: Literackie

Ilość stron: 208

15/2025



Masz to po mnie Marty Szarejko to to rewelacyjna książka , która skłania do refleksji i przemyśleń. To książka dla kobiet i o kobietach, dla matki i córki o przekonaniach jakie dostałyśmy od naszych matek i babek. To forma rozmowy przeprowadzonej przez Martę Szarejko z psychoterapeutkami i psycholożkami.  Każdy rozdział to wypowiedź kobiety w wieku około czterdziestu lat, są matki, które urodziły się po wojnie, ale i te które urodziły się w latach 70 i 80, a więc moje pokolenie.

Moja babcia urodziła się długo przed wojną, moja mama urodziła się na jej początku, ja w latach 70. Babcia i mama dorastały w trudnych warunkach, dotknęły je bieda, głód i wojna. Pamiętam do dzisiaj jak moja Babcia mi opowiadała, że pruła worki jutowe, a z nich robiła swetry i sprzedawała po to, aby móc kupić chociaż trochę jedzenia dla mojej mamy i dwójki jej rodzeństwa, a mieszkała na wsi, więc teoretycznie powinno być jej łatwiej. Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że moja Babcia przekazała mojej Mamie, że o najbliższych należy dbać w każdych warunkach i na każdy sposób. To przekazała mi moja Mama, która dorastająca już po wojnie miała okazję się kształcić, podjąć pracę zawodową i wychować dwoje dzieci: ja i moja siostra. Wychowane zostałyśmy w czasach, gdy zmieniał się ustrój, obydwie skończyłyśmy studia, założyłyśmy rodziny i staramy się dbać o swoje gniazda. Czy współczesne czasy mi się podobają? Absolutnie nie i chociaż mamy wiele udogodnień i żyje się lepiej, łatwiej to ja zupełnie nie nadaję się do współczesności. Ani Babcia, ani Mama nie nauczyły mnie, że muszę przepychać się łokciami, nie nauczyły mnie braku szacunku i nie nauczyły mnie asertywności. Tego ostatniego akurat żałuję, bo czasami przydałoby się powiedzieć nie.

Marta Szarejko uświadomiła mi i otworzyła oczy jak proste zdania wypowiedziane przez Babcię czy Mamę wryły mi się w pamięć i wypowiadam jej równie chętnie jak one. To z jednej strony straszne i przerażające, a z drugiej uświadamiające nam fakt, że genów nie oszukasz. Ileż to razy dziwiłam się zachowaniu mojej Mamy, która wracała z pracy na etacie i potem skakała wokół ojca i nas. Myślałam sobie: rety kobieto weź i usiądź, tato ma ręce i może sobie sam zrobić herbatę czy kolację. Teraz zachowuję się zupełnie jak moja Mama. Mówię na to kwoczy instynkt, bo zawsze każdy musi się meldować czy dojechał na miejsce, czy nie jest głodny, czy nie jest mu zimno. 

Masz to po mnie Marty Szarejko to nie jest poradnik, ale zbiór uświadamiających wywiadów, otwierających oczy na wiele aspektów naszego życia. Świat idzie do przodu i to co było aktualne dla mojej babci czy mamy odeszło już do lamusa, ale wartości wpojone nam przez poprzednie pokolenia zostaną z nami i będziemy je przekazywać naszym dzieciom i wnukom. Nie wszystko co przekazywały nam matki, babki czy prababki było tylko dobre czy tylko złe. Trzeba to wszystko wyważyć i znaleźć złoty środek, który sprawi, że nam i naszym najbliższym będzie się żyło jak najlepiej.

Sięgnijcie koniecznie po Masz to po mnie Marty Szarejko, bo to mądra i wartościowa lektura.

Polecam!!!


Moja ocena 8/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu





Gerald Durrell Groch z kapustą


 Data wydania: 29-01-2025
Wydawnictwo: Noir sur Blanc
Ilość stron: 192
Tłumacz: Ewa Horodyska


14/2025

Opowiadania to forma literacka, po którą sięgam rzadko, a to z tego względu na to, że ledwo zacznę czytać,  a tu już koniec i jakoś ciężko mi się zawsze wciągnąć w treść. To chyba błąd, bo przy Grochu z kapustą Geralda Durrella bawiłam się doskonale. To kolejne nazwisko autora, po którego lekturę sięgnęłam po raz pierwszy. Gerald Durrell to nieżyjący już brytyjski autor, a także zoolog, konserwator przyrody, propagator wiedzy przyrodniczej i założyciel ogrodu zoologicznego na wyspie Jersey. W Grochu z kapustą na każdej stronie widać ogromne zamiłowanie autora do przyrody, świata roślin i zwierząt.
Groch z kapustą to zbiór pięciu opowiadań, które przenoszą nas w świat Durrella pełen szalonych przygód i świata zaskakujących zwrotów akcji. Każde opowiadanie toczy się też w innym zakątku świata. Już pierwsze opowiadanie przenosi nas na Korfu, gdzie autor opisuje wycieczkę urodzinową swojej matki, gdzie od samego początku nic nie jest zgodne z planem, a opis przenoszenia i przewożenia na łodzi zamrażarki sprawił, że banan nie schodził mi z ust. Moja chora wyobraźnia już to widziała. Należy tu również podkreślić niesamowity zmysł obserwacyjny autora i jego opis podejścia do życia Greków, a także jak na przyrodnika przystało przecudnych opisów wysp i morza. Aż chce się rzucić wszystko i spędzić malowniczy urlop na Korfu.
Drugie opowiadanie przenosi nas do Londynu, gdzie 16- letni już Gerald terminuje w sklepie ze zwierzętami i oprócz ogromnej wiedzy w tym zakresie wykazuje się też niezwykłym zmysłem strategicznym. Dlaczego? Sięgnijcie po Groch z kapustą i przekonajcie się sami.
W Grochu z kapusta wybierzemy się też do Afryki, do kliniki leczącej zaburzenia nerwowe i oczywiście na randkę i to z dziewczyną, która została z autorem na kilka lat.
Generalnie Groch z kapustą Geralda Durrella to świetny zbiór opowiadań, który bawi, przenosi w świat pasji Durrella, ale i zmusza do refleksji. Wydawca zapewnia, że nie spocznę dopóki nie poznam wszystkich opowieści autora. Ale czy tak się stanie? Pewnie tak, ale w natłoku nowości wydawniczych nie jest to moim priorytetem. Niemniej książka sprawiła, że oderwałam się od codziennych zmartwień i kłopotów i spędziłam z nią bardzo przyjemnie czas. Czas ostatnio dla mnie niełatwy, ale takie niestety jest życie.

Moja ocena 7/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuje Wydawnictwu Noir sur Blanc