poniedziałek, 21 października 2024

Katarzyna Majgier Gra pozorów


 Data wydania: 2024
Wydawnictwo: Aleksandria Media
Ilość stron: 416

28/2024

Gra pozorów otwiera trzy częściowy cykl Kuchennymi drzwiami Katarzyny Majgier. Według Lubimy Czytać książki czytałam w 2016 i teraz dzięki uprzejmości Wydawnictwa Arkadia Media mam ponownie przyjemność zagłębić się w tym pasjonującym cyklu, który nie tylko wciąga od pierwszej strony, ale w zasadzie czyta się sam. Z żalem patrzymy na ubywające kartki, bo tę książkę można czytać i czytać. W moim przypadku przez osiem lat nic się nie zmieniło i z ogromnym zainteresowaniem zagłębiłam się w historii, która swoje początki na w XIX wieku. Niezmiennie jestem pod wrażeniem ogromu pracy włożonego przez autorkę w cykl Kuchennymi drzwiami, bo trzeba nie małej wiedzy, żeby opisywać detale i szczegóły tamtych czasów.
Gra pozorów zaczyna się i kończy na Zosi, która pochodzi z ubogiej rodziny, nie ma wykształcenia i jest analfabetką. Trafi na służbę, a że jest młoda i nie brakuje jej urody wpada w oko swojemu pracodawcy Karolowi Rozchodowskiemu. Niechciana ciąża sprawia, że dziewczyna zostaje odprawiona z kwitkiem, a jedyna szansa na pomoc jawi się w Krakowie u ciotki, która wraz z córką prowadzi zakład krawiecki. Antonina sama była kiedyś w podobnej sytuacji i doskonale rozumie położenie Zosi. Dla naszej bohaterki pobyt w Krakowie jest też szansą na zdobycie zawodu i wykształcenia, jest też szansą na usamodzielnienie się, ale Zosia nie potrafi z tego skorzystać. Jej jedynym marzeniem jest wyjść za mąż i być dobrą gospodynią i matką. Czy uda jej się spełnić to marzenie? A przede wszystkim czy będzie umiała pokochać dziecko, którego nie chce i która nie zostało poczęte z miłości? tego wszystkiego dowiecie się sięgając po Grę pozorów Katarzyny Majgier. Jeśli jeszcze nie poznaliście cyklu Kuchennymi drzwiami to polecam Wam go z całego serca na długie  jesienne wieczory. Jestem przekonana, że wciągnie Was również ta historia tak jak i mnie. Ja z ogromną przyjemnością i sentymentem sięgnęłam po ośmiu latach po tę historię.
To napisana z ogromnym rozmachem i niesamowita wiedzą historia, w których losy zwykłych ludzi przeplatają się z losami arystokracji i chociaż niejednokrotnie ci drudzy pozbawieni są majątku to ich zachowanie świadczy o czymś zupełnie innym. To również historia o młodych dziewczynach, które nie miały żadnego wykształcenia i pochodziły z ubogich rodzin, a ich jedyną szansą na poprawę losu było pójście na służbę, gdzie pracowały ponad ludzie siły niejednokrotnie tylko za dach nad głową i miskę strawy. Ta powieść to nie tylko wielowątkowa saga, ale także fascynujący zbiór informacji o ludziach tych z wyższych sfer, ale i także z nizin społecznych. 
Polubiłam się z bohaterami i chociaż Zosia na początku mnie niesamowicie irytowała to ostatni rozdział sprawił, że pokochałam ją z całego serca. Dlaczego ? Tego dowiecie się sięgając po Grę pozorów. Autorka w swojej powieści umiejętnie przeplata postacie autentyczne z fikcyjnymi bohaterami, przemyca wiedzę, którą powinniśmy znać, a jeśli nie to mamy okazję ją poznać.
Lecę czytać Światło i cień, bo do pracy mam dopiero na 13, więc parę stron uda mi się przeczytać.

Moja ocena 9/10

Za możliwość przeczytania książki w formie ebook dziękuję serdecznie Wydawnictwu Aleksandria Media



środa, 16 października 2024

Charli English Galeria cudów i obłędu


 Data wydania: 27-09-2024
Wydawnictwo: Arkady
Ilość stron: 308
ISBN: 9788321352350
Tłumaczenie: Dagmara Budzbon- Szymańska


27/2024

Bardzo byłam ciekawa tej książki i przyznam, że nie zawiodłam się w ani jednym zdaniu. Nie była to lektura łatwa i lekka w odbiorze, ale dowiedziałam się tylu ciekawych i ważnych rzeczy, o których tak naprawdę nie miałam bladego pojęcia, a jak wiecie lubię coś z książki wynieść. Każdy kto zagląda na mojego bloga wie, że II wojna światowa to mój mały bzik, a podtytuł książki  "Szaleństwo, sztuka, Hitler i pierwszy program masowych mordów" mówią same za siebie. To idealna lektura na długie jesienne wieczory, nie jest lekka w odbiorze, ale czytało mi się wybornie. 
To historia, która opowiada o wpływie sztuki zdegradowanej czyli takiej, która powstała z rąk osób chorych psychicznie. Wszystko rozpoczęło się pod koniec I wojny światowej kiedy to niemiecki lekarz Hans Prinzhorn przyjął posadę w szpitalu psychiatrycznym w Heidelbergu. To tutaj zaczęły napływać z różnych placówek obrazy, rzeźby, kolaże, rysunki czy utwory muzyczne tworzone przez pacjentów szpitali. Prinzhorn chciał w ten sposób zgłębić tajniki psychiki ludzkiej, a prace miały mu w tym pomóc dlatego też podzielił je  według chorób. Schizofrenia, depresja, upośledzenie umysłowe czy epilepsja to tylko niektóre z chorób, które znalazły się w obszarze badań Prinzhorna. Prace pacjentów szpitali psychiatrycznych zainspirowały także malarzy w tym Salvadora Dali czy Paula Klee. Można sobie zadawać pytanie sztuka to czy kicz?? Tak wtedy jak i współcześnie można znaleźć przeciwników jak i miłośników tego rodzaju sztuki.
Duża część książki poświęcona jest Adolfowi Hitlerowi, który w młodości został wyrzucony ze szkoły artystycznej i który zainteresowanie modernizmem postrzegał jako szaleństwo i zagrożenie dla aryjskiej duszy. Nawet w sztuce doszukiwał się rasy panów i podludzi. To z jego rozkazu uśmiercono 70 000 pacjentów szpitali psychiatrycznych, bo przecież czysty aryjski człowiek musiał być bez skazy, mieć niebieskie oczy i blond włosy.
To napisana z wielkim rozmachem historia kształtowania sztuki modernistycznej, ale także historia obnażająca wojnę kulturową, która utorowała drogę hitlerowskiemu programowi masowych mordów. Muszę zdecydowanie częściej sięgać po tego typu książki, bo jak wiecie człowiek całe życie się uczy, a i tak głupi umiera.
Polecam Galerię cudów i obłędu na jesienne wieczory.

Moja ocena 8/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Arkady


wtorek, 15 października 2024

Wioletta Sawicka Niebo z naszych stron


 Data wydania: 19-09-2024
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ilość stron: 360
ISBN: 9788383523774

26/2024

Niebo z naszych stron Wioletty Sawickiej to czwarta część Opowieści warmińskiej i na szczęście nie ostatnia. bo zżyłam się z bohaterami i już mi ich brakuje. Najchętniej teraz i natychmiast zaczęłabym czytać kolejny tom, ale niestety nie ma i zmuszona jestem uzbroić się w cierpliwość, a w przypadku książek Wioletty Sawickiej nie jest to proste, bo chce się więcej i więcej. Każda z części Opowieści warmińskiej rozrywa moje serce na drobne kawałki, ale w Niebie z naszych stron autorka rozszarpała je na strzępy. Tak strasznie się spłakałam, że dosłownie ryczałam jak bóbr, a już spotkanie Lizki z Bogna sprawiło, że odłożyłam książkę na całe dwa dni, bo bałam się dalej czytać. Jezu co to jest za seria: najpiękniejsza, wypieszczona, prawdziwa, wzruszająca i okrutna. Jakbym miła określić serię jednym słowem to myślę, że rewelacyjna i genialna to za mało, aby określić emocje, których dostarcza autorka czytelnikowi. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji czytać książek Pani Wioletty to musicie nadrobić zaniedbanie koniecznie. Ja śledzę twórczość autorki od samego początku i nie przeczytałam tylko Wilczych dzieci, ale postaram się w najbliższym czasie to nadrobić, bo gdyby Pani Wioletta napisał ulotkę do leków to byłabym dalej wierną czytelniczką. No kocham i kropka.
Wróciłam znowu na Prusy, gdzie wojna powoli zbliża się do końca i nadchodzi Armia Czerwona z jej wyzwolicielami, los III Rzeszy jest przesądzony, a na ludzi pada blady strach tym razem za sprawą radzieckich żołnierzy, o których krążą niesamowite historie, które okazały się być prawdą. Lizka czeka w Bartągu na powrót ukochanego Franza, o którym słuch zaginął. I chociaż sama czuje się Polką to dla żołnierzy z Armii Czerwonej pozostanie Niemką, a wiadomo, że Niemiec to samo zło. Pod wpływem swoich przemyśleń Lizka zabiera dzieci, teściową i szwagierkę i uciekają przed czerwoną zarazą. Długa to będzie droga i wyboista, ale w końcu naszej bohaterce uda się bezpiecznie dotrzeć do Skandynawii. Czy zagrzeje tam miejsca? Przekonajcie się sięgając po Niebo z naszych stron.
Reszta rodziny Lizki pozostała na Warmii, ale nie czują się już tutaj jak u siebie. Doświadczają okrucieństwa, bo dla Rosjan są Niemcami i na nic nie zdają się tłumaczenia, że z dziada pradziada są Warmiakami. Lizka tęskni i najchętniej wróciłaby do rodzinnego domu, bo wiadomo, że niebo jest najpiękniejsze w rodzinnych stronach, ale za każdym razem spotyka się z odmową. Dlaczego? 
Sięgnijcie koniecznie po Opowieść warmińską, bo to niesamowita lekcja historii. Widać tutaj na każdej stronie nie tylko serce, które Pani Wioletta włożyła w napisanie powieści, ale i ogrom pracy i z pewnością tysięcy przeczytanych stron o historii Warmii. Mnie zaskoczył fakt obozów w Danii, nie miałam o nich bladego pojęcia, a jak wiecie lubię jak z książki dowiaduję się czegoś nowego. To niesamowicie wzruszająca historia, która w zasadzie czyta się sama i żałuje się przeczytanych stron. Bo jak sami wiecie są książki i Książki, a seria Pani Wioletty Sawickiej należy do tej przez duże K.
Polecam Wam serdecznie, a autorkę proszę o jak najszybsze napisanie piątej części, bo grono wiernych czytelników czeka z niecierpliwością.

Moja ocena 10/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka

środa, 25 września 2024

Wioletta Sawicka Nasze drzewa są jeszcze młode

 



Data wydania: 22-02-2024

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Ilość stron: 336

ISBN: 9788383521855

25/2004

Nasze drzewa są jeszcze młode Wioletty Sawickiej to trzecia część Opowieści warmińskiej i przyznaję się bez bicia, że kupiłam ebooka wkrótce po premierze. Książka przeleżała u mnie siedem miesięcy, ale to tylko dlatego, że bałam się po nią sięgnąć. Nie chodzi tu o to, że seria jest zła, bo jest rewelacyjna i genialna, a ja tak zżyłam się z bohaterami, że miałam obawy o nich los, że którego mi zabraknie. W związku z tym, że na rynku jest już kolejny tom, którego jestem szczęśliwą posiadaczką to postanowiłam zaryzykować i zerknąć jaki los zgotowała autorka Lizce i Franzowi. Mhm oczywiście, że tylko rzuciłam okiem i ani się obejrzałam jak wciągnęłam  książkę dosłownie nosem. Ja jestem z tych płaczących nad lekturą i niestety nie zabrakło łez, zryczałam się jak bóbr. Uświadomiłam sobie po raz kolejny dlaczego Pani Wioletta Sawicka jest moją ukochana pisarką. Nikt tak jak ona nie potrafi malować słowem, widać ogrom pracy włożony w napisanie książki. To gotowy scenariusz filmowy, a film nakręcony na podstawie Opowieści warmińskiej to murowany kandydat do Oscara. W książce nie tylko mamy genialną opowieść, ale i ogrom wiedzy wiedzy historycznej, o której momentami nie miałam pojęcia.

Akcja rozpoczyna się w 1940 roku w Prusach Wschodnich. Franz uległ wypadkowi i leży w szpitalu, z trudem odzyskuje pamięć, ale o swojej ukochanej Lizce nie zapomina, towarzyszy mu ona w każdej myśli i w każdej godzinie dnia. Lizka przebywa w Hohenbruch i stara się z całych sił przetrwać. Każdy dzień w obozie to udręka, głód, poniżenie, przemoc i tortury. Niemcom sprawia przyjemność poniżanie podludzi. W obozie Lizka zaprzyjaźnia się z Bogną i Lucyną. Ta druga jest w ciąży, ale jak w takim miejscu urodzić dziecko? Dziecko przychodzi na świat, jego matka umiera, a maleńkim chłopczykiem zajmuje się Lizka. Zdradzę Wam, że nasza bohaterka uciekła wraz z dzieciątkiem z obozu. Nie powiem Wam jak, bo przy tym fragmencie wylałam morze łez. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji poznać Opowieści warmińskiej Wioletty Sawickiej to przeczytajcie koniecznie, a jestem przekonana, że zżyjecie się z bohaterami tak jak ja.

To obowiązkowa lektura nie tylko dla miłośników literatury obyczajowej, ale tez powieści historycznych. Autorka przedstawia prawdę historyczną bez upiększeń, przedstawia całe okrucieństwo tamtych czasów, ale to przecież "ludzie ludziom zgotowali ten los". Miłość Lizki i Franza przypadła na okrutny czas, bo wojna nie sprzyja uczuciom, ale może właśnie dzięki temu uda im się przetrwać, bo przecież ich drzewa są za młode na trumny, nie czas dla nich na umieranie.

Czytam czwartą część i powiem Wam, że nie zwlekajcie z lekturą, a ja z całą stanowczością powtarzam, że Wioletta Sawicka to moja ukochana pisarka.


Moja ocena 10/10

wtorek, 24 września 2024

Małgorzata Lis Sekret starych fotografii

 


Data wydania: 08-04-2024
Wydawnictwo: Emocje
Ilość stron: 392
ISBN: 9788368031140

24/2024

Przeglądałam swoją półkę na Legimi i urzekła mnie okładka Sekretu starych fotografii Małgorzaty Lis. Z ciekawości sięgnęłam po książkę i przyznaję, że historia wciągnęła mnie od pierwszej strony pomimo tak irytującej głównej bohaterki, że miałam ochotę ją udusić. Niby fajna, niby sympatyczna, ale to jej zakochiwanie w każdym napotkanym mężczyźnie przyprawiało mnie o niestrawność. Irytująca Magda nie popsuła mi jednak przyjemności czytania, a fragmenty z jej rozterkami już wymazałam z pamięci.
Uwielbiam książki, które dzieją się w dwóch płaszczyznach czasowych, a to właśnie zaserwowała nam autorka w pierwszej części Kwiatowej 18. Jestem pod wrażeniem jak spójnie w całość połączyła Pani Małgorzata Lis współczesność z czasami II wojny światowej. Historia opowiedziana przez autorkę dzieje się z Żarkach położonych w Jurze Krakowsko - Częstochowskiej.
Magda to młoda kobieta, której z dnia na dzień zawalił się świat: przyłapała ówczesnego chłopaka na obściskiwaniu się z inną, praca w korporacji wychodzi jej uszami, a właściciel właśnie wypowiedział jej mieszkanie. Lawina problemów i kłopotów, i jedno rozwiązanie rzucić wszystko i przenieść się na wieś. Było?? Pewnie, że było i to milion razy, ale Małgorzata Lis przeniosła naszą bohaterkę do Żarek w tak uroczy sposób, że jeszcze nie spotkałam się w innej książce, a mianowicie przeplotła teraźniejszość z przeszłością.
W przeszłości poznajemy Irkę, która ma wyjść za mąż za Stacha Nowakowskiego, ale jej serce bija dla kogoś zupełnie innego, dla kogoś z kim nie może się związać, bo na przeszkodzie stoi nie tylko rodzina, ale i religia. Dla kogo?? Sięgnijcie po Sekret starych fotografii Małgorzaty Lis i przekonajcie się sami.
To bardzo fajnie napisana książka, która sprawiła, że oderwałam się od codzienności, ba ja zapomniała o bożym świecie. Autorka zgrabnie przeplata teraźniejszość z przeszłością, a wszystko łączy się w całość, którą czyta się jednym tchem. Jestem oczarowana tą historią i bardzo się cieszę, że już mam drugą część, bo zakończenie sprawiło, że po kolejny tom chce się sięgnąć już i natychmiast. Cała powieść jest tak świetnie napisana, że mogę wybaczyć główną bohaterkę o zbyt pojemnym sercu.
Czytaliście już Sekret starych fotografii Małgorzaty Lis? Jeśli tak to koniecznie dajcie mi znać czy tylko na mnie Magda działa jak płachta na byka? 

Moja ocena 9/10

niedziela, 22 września 2024

Debbie Rix Niemiecka żona


 Data wydania: 28-08-2024
Wydawnictwo: Świat Książki
Ilość stron: 416
Tłumaczenie: Maciej Antosiewicz
ISBN: 9788382896343


23/2024

Wiadomo, że jak książka dotyczy II wojny światowej i obozów to wcześniej czy później ją przeczytam. Ostatnio w Klubie Recenzenta serwisu nakanapie.pl była Niemiecka żona i już sam tytuł sugerował, że to będzie coś co lubię. I nie pomyliłam się, bo Niemiecka żona Debbie Rix to bardzo dobra książka, która nie tylko wciąga od pierwszej strony, opowiada o trudnych losach niemieckiej rodziny, nie wybiela i nie koloryzuje, pokazuje świat takim jakim był.
Główną bohaterką Niemieckiej żony Debbie Rix jest Annaliese, która pod koniec lat trzydziestych wychodzi za mąż za lekarza, którego marzeniem jest dokonać odkryci, które pomoże ludzkości, a być może zrewolucjonizuje medycynę. Młode małżeństwo mieszka w Monachium i wydawałoby się, że nic nie jest w stanie zmącić ich szczęścia, ale Hitler rozpoczyna swoją ekspansję, zaczynają się prześladowania mniejszości i powstają obozy pracy. To właśnie do Dachau trafia  Hans, maż Annaliese, który chce przyspieszyć badania na szczepionką na malarię. Młody mężczyzna jest zszokowany tym co dzieje się na jego oczach, a autorka rewelacyjnie przedstawiła jego wewnętrzną walkę z sumieniem. Czy Hans odnajdzie się w swoim nowym "miejscu pracy"?  Wątek Dachau szczególnie mnie przybił, bo jak już Wam kiedyś wspominałam to właśnie tam "zmarł na serce" brat mojej Babci. 
Hans i Annaliese borykają się z problemem zajścia w ciążę, a jak pewnie wiecie z lekcji historii obowiązkiem niemieckiej kobiety było rodzić aryjskie dzieci i to najlepiej w ilościach hurtowych, rok po roku. Annaliese coraz częściej zostaje sama w domu, mąż całkowicie oddaje się pracy i ich małżeństwo wisi na włosku, może gdyby mieli dziecko..... Do pracy w domu naszych bohaterów trafia rosyjski więzień Aleksander, który ma zadbać o ogród. I chociaż to zakazane i grozi niebezpieczeństwo Annaliesa i Aleksander zbliżają się do siebie. Przypadek czy celowe działanie?? Sięgnijcie po Niemiecką żonę Debbie Rix i przekonajcie się sami.
To historia na długo zapadnie w mojej pamięci. To świetnie napisana powieść historyczna z jeszcze lepszym wątkiem obyczajowym. Książka pełna rozterek moralnych, smutku, bólu i trudnych wyborów. Nie żałuję ani sekundy spędzonej z książką i jeśli jej jeszcze nie czytaliście to koniecznie to nadróbcie, bo to książka warta uwagi. Polecam Wam serdecznie. To pierwsza książka autorki przetłumaczona na język polski, ale mam nadzieję, że nie ostatnia. Ja w każdym razie zapisuję nazwisko Debbie Rix to mojego tajnego zeszytu i z pewnością będę śledzić zapowiedzi wydawnicze, aby nie umknęła mi kolejna książka autorki.


Moja ocena 9/10


Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl

Nele Neuhaus Nielubiana


 Data wydania: 20-09-2019
Wydawnictwo: Media Rodzina
Ilość stron: 408
ISBN: 9788380086753


22/2024

Dzięki uprzejmości Wydawnictwa Media Rodzina mam przyjemność poznać twórczość Nele Neuhaus, która została okrzyknięta królową niemieckich kryminałów. Poznałam twórczość pisarzy skandynawskich, którzy według mnie przodują w mrocznych i trzymających w napięciu kryminałach. Z niemieckimi pisarzami jakoś nigdy nie było mi po drodze. Dlaczego? Nie mam bladego pojęcia, ale już po Nielubianej mogę stwierdzić, że to był duży błąd, bo chociaż akcja toczy się powoli to niestety nie trafiłam z wytypowaniem mordercy. Mam jeszcze sześć książek autorki i liczę na poprawę swojego wyniku.
Nielubiana to pierwsza część cyklu o dwójce śledczych: Olivierze von Bodenstein i Kii Kirchhoff i jak udało mi się znaleźć to tych części jest jedenaście, a więc sporo, a ja tej jesieni mam w planach przeczytać je wszystkie. Długie popołudnia i obecna praca dają nadzieję, że plan uda mi się wykonać. Ale sami wiecie jak to jest z planami. Poczytamy, zobaczymy.
Pewnego sierpniowego poranka w Kelkheim zostają znalezione zwłoki młodej kobiety. Wydawać by się mogło, że to samobójstwo, ale na szczęście na miejscu pojawia się Pia Kirchhoff, która ma wątpliwości. To jej pierwsza duża sprawa w nowy miejscu pracy i od razu sukces? Wstępne oględziny wykluczają samobójstwo i nasza bohaterka wraz z Olivierem von Bodenstein rozpoczynają skomplikowane śledztwo, w którym ilość podejrzanych rośnie w zasadzie z godziny na godzinę. Zamordowana kobieta miała tylu wrogów, że aż trudno to sobie wyobrazić. Czy parze śledczych uda się w końcu trafić na zabójcę, a może sprawa trafi na półkę archiwum? Sięgnijcie koniecznie po Nielubianą Nele Neuhaus i przekonajcie się sami, bo to dobry kryminał, który czyta się jednym tchem. Może przerażać ilość osób przewijających się w książce, ale autorka wszystko i wszystkich ze sobą zgrabnie powiązała tworząc lekturę, przy której spokojnie można zarwać noc.
Polubiłam parę śledczych za ich dociekliwość i przenikliwość. To kryminał, ale bez można okrucieństwa, gdzie krew wycieka z każdej strony. Autorka skupia się przede wszystkim na wnikliwym i wielowątkowym śledztwie, przedstawia szczegóły z życia ofiary, a skrywane sekrety sprzed lat wychodzą na światło dzienne.
Autorka wielokrotnie wyprowadziła mnie w pole i gdy już mi się wydawało, że trafiłam na mordercę ten okazywał się niewinny. To świetna gimnastyka dla umysłu i rozruszania szarych komórek, a że nie udało mi się wytypować mordercy? Cóż mam nadzieję, że w kolejnych częściach będzie lepiej. Póki co jest 1: 0 dla autorki.
Mogę jednak z całą stanowczością stwierdzić, że niemieckie kryminały są warte czasu spędzonego  nimi. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji czytać książek Nele Neuhaus to polecam gorąco na długie jesienne popołudnia.


Moja ocena 8/10 



Za możliwość przeczytania książki dziękuje serdecznie Wydawnictwu Media Rodzina




wtorek, 10 września 2024

Wiktoria Gische Ostatnie dni beztroski



Data wydania: 29-052024
Wydawnictwo: Mando
Ilość stron: 368
ISBN: 9788327738288

21/2024

W końcu za oknem zrobiła się pogoda jaką lubię, bo przyznaję, że upały dały mi w tym roku w kość. Wraz z nastaniem pogody, która sprzyja czytaniu przychodzę do Was z recenzją pierwszej części Sagi Estery. Książka dotarła do mnie dawno, ale nie ukrywam, że dopiero jak dostałam od Wydawnictwa Mando propozycję zrecenzowania drugiego tomu to przypomniałam sobie o jej istnieniu. A że wczoraj było deszczowo i przyjemnie, a ja miałam jeszcze dzień wolny to przysiadłam i zatopiłam się w lekturze.
Autorka w Ostatnich dniach beztroski zabiera nas do roku 1933 gdzie poznajemy rodzinę Kaufmannów. Estera i Aleksandra to córki właściciela krakowskiego domu towarowego i jak nie trudno się domyślić to Żydówki Estera jest uzdolniona plastycznie i jej marzeniem jest studiować na Akademii Sztuk Pięknych. Na balu przebierańców w Wiedniu młoda kobieta poznaje Svena i jak to  przypadku młodych ludzi bywa, trafia ich strzała Amora. Rodzina Svena mocno angażuje się  działalność Hitlera, a jego brat znajduje zatrudnienie w Dachau. Czy taka konfiguracja ma szansę na stworzenie czegoś trwałego. Czy Sven i Estera będą żyli długo i szczęśliwie? Nie wiem, ale mam nadzieję, że wszystko wyjaśni się w drugiej części. Chociaż mając na względzie lata, w których toczy się powieść to jestem sceptycznie nastawiona do happy endu. Rodzice Estery nie są przychylni temu związkowi, a i sen z powiek spędza im Aleksandra, która wikła się z związek z dużo starszym, żonatym Anglikiem.
W Ostatnich dniach beztroski romantyczne wątki Estery i Aleksandry przeplatają się niczym wątki w osnowie, ukazują siłę pierwszej prawdziwej miłości, która potrafi wszystko przezwyciężyć. 
Autorka z precyzja zegarmistrza oddała klimat tamtych lat, zadbała o każdy najdrobniejszy detal historyczny, w którym splatają się losy bohaterów. Wiedeń, Londyn, Kraków, Monachium i Dachau miasta, w których toczy się codzienne życie, nad które nadciąga groza i niepewność. Mnie jak zwykle najbardziej poruszył wątek Dachau, w którym zginął brat mojej Babci. Zginął to chyba złe słowo. On został zamordowany.
Wiktoria Gische stworzyła niezapomnianą powieść, która na długo zapadnie w mojej pamięci. Prawda historyczna przeplata się z fikcją literacką, sukcesy z porażkami, a miłość z odtrąceniem, niepewność jutra z teraźniejszością. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji przeczytać Ostatnich dni beztroski to sięgnijcie koniecznie po książkę. Ja dzisiaj już wyjeżdżam do pracy, ale w drodze do Niemiec z pewnością będą towarzyszyć mi Pierwsze dni niepokoju.
Polecam z całego serca zarówno miłośniczką sag, powieści historycznych jak i romansów. Każdy w tej niezapomnianej książce znajdzie coś dla siebie.
 


Moja ocena 8/10



Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Mando

czwartek, 5 września 2024

Edyta Świętek Potomkowie złych ludzi

 

Data wydania: 11-09-2024
Wydawnictwo: Mando
Ilość stron: 384
ISBN: 9788327738608

20/2024

RECENZJA PRZEDPREMIEROWA


Był czas, że zaczytywałam się w książkach Pani Edyty Świętek, ale ostatnimi czasy w natłoku nazwisk autorów na rynku wydawniczym, gdzieś mi to nazwisko umknęło. Gdy dostałam od Wydawnictwa Mando propozycję zrecenzowania Potomków złych ludzi to nie wahałam się ani sekundy, bo  nazwisko pisarki jest rekomendacją samą w sobie. Potomkowie złych ludzi to pierwszy tom cyklu Sandomierskie wzgórza. Niestety nigdzie nie znalazłam informacji ani z ilu części cykl się będzie składał, ani kiedy dostępny następny tytuł. Bardzo tego żałuję, bo pierwszy tom skończył się tak, że miałam zapędy mordercze w stosunku do autorki. Jestem zdziwiona, że nikt jeszcze nie usankcjonował prawnie zakończeń książek, bo może gdyby było zakazane pozostawianie czytelników w niepewności to autorzy nie postępowaliby tak jak to robią. No Pani Edyto jak można w najciekawszym momencie urwać opowieść?? żeby chociaż było streszczenie kolejnego tomu to może i bym Pani wybaczyła, ale przecież nie, bo po co. Niech sobie biedne żuczki uruchamiają wyobraźnie i snują domysły.
W swojej najnowszej powieści Edyta Świętek zabrała nas w podróż do Sandomierza i w Góry Pieprzowe, a swoją drogą to muszę się przyznać do niewiedzy, bo nie miałam bladego pojęcia o ich istnieniu. Jednym z głównych bohaterów jest Eustachy, uczestnik wielkiej wojny, człowiek tajemniczy i budzący lekki postrach wśród mieszkańców Sandomierza. W zasadzie nie wiadomo o nim wiele, skrywa on w sobie tajemnicę, która nie pozwala mu spokojnie spać, a w nocy towarzyszą mu koszmary. Stara się unikać ludzi, a za bujnym zarostem skrywa prawdziwe oblicze. Już w pierwszym dniu swojego pobytu broni młodego chłopaka przed zgrają rzezimieszków. Podejmuje też pracę przy zakładaniu winnicy, a także zaprzyjaźnia się z pustelnikiem, u którego znajduje dach nad głową. Oczywiście z dala od ludzkich siedzib, gdzieś w głębi lasów wśród Gór Pieprzowych. Dlaczego tak stroni od ludzi i przed kim się ukrywa? Czy przeszłość upomni się o niego? 
Mamy też dwie siostry Marcjannę i Alinę, które nie mają spokoju w domu rządzonym twardą ręką obojga rodziców, gdy do tego dodamy obraz wiecznie pijanego ojca to już chyba nie muszę Wam nic pisać.  Chociaż to siostry to są od siebie różne. Marianna marzy o odzyskaniu kamienicy i piekarni, którą ojciec oddał za długi. Czy to się dziewczynie uda? Przekonacie się sięgając po Potomków złych ludzi. Alina jest młodsza i podkochuje się w chłopaku z sąsiedztwa. Jednak jej ojciec ma inne plany. Dowiedzcie się koniecznie jakie. 
Losy trójki bohaterów łączą się i przecinają tworząc przepiękną opowieść, od której nie mogłam się oderwać. Czytałam książkę i żałowałam znikających stron. To świetnie napisany początek cyklu z postaciami, których nie sposób nie lubić. To książka pełna bólu, biedy, cierpienia i marzeń, które nie mają prawa się ziścić. Z niecierpliwością wypatruje kolejnego tomu i mam nadzieje, że nie przyjdzie mi na niego długo czekać.
A Was zachęcam do sięgnięcia po ten tytuł, bo to początek genialnie zapowiadającego się cyklu.

Moja ocena 9/10


Za możliwość przeczytania ebooka dziękuję serdecznie Wydawnictwu Mando.

środa, 4 września 2024

Ela Downarowicz Aleksandra


 Data wydania: 02-03-2022
Wydawnictwo: Wydawnictwa Videograf SA
Ilość stron: 344
ISBN: 9788378359289

19/2024

Na Aleksandrę Eli Downarowicz trafiłam zupełnie przypadkiem przeglądając Legimi, trafiłam i przepadłam, bo książka okazała się być z gatunku tych, których nie da się odłożyć. O rety jakie to było dobre, ile ja łez wylałam to tylko ja wiem. A żeby było jeszcze ciekawiej Aleksandra to debiut autorki, który został wydany w 2022, a jak wiecie debiuty to jest to co lubię najbardziej na świecie. Pościągałam pozostałe tytuły autorki na Legimi i przyznam, że aż się boję zacząć kolejną książkę autorki, bo jak ludzie tak debiutują i tak wysoko sobie stawiają poprzeczkę to ja nie wiem co będzie dalej. To przepiękna historia miłośna, która na długo zostanie w mojej pamięci. Pięknie napisana, z wyrazistymi bohaterami i  w przepięknej scenerii, czy można chcieć czegoś więcej?  Znalazłam w tej książce wszystko to za co kocham czytanie. Debiut nad debiutami, jak dla mnie rewelacja. Przez Panią Elę Downarowicz moja lista książek do przeczytania znowu się wydłużyła, ale jeżeli dostarczy mi w kolejnych książkach takie emocje jak w swoim debiucie to nie będę żałować ani minuty spędzonej na czytaniu. Skończę książki, które mam rozpoczęte i biorę na tapetę kolejny tytuł autorki. 
Tytułowa Aleksandra ma trzydzieści sześć lat i właśnie realizuje swoje największe marzenie, wyjeżdża na misję do Nigerii, gdzie będzie pomagała siostrom zakonnym w prowadzeniu sierocińca. Wyjazd ten też jest trochę ucieczką przed uczuciem do świeżo upieczonego szwagra. Pech, a może przypadek sprawił, że nasza bohaterka tuż przed odlotem straciła telefon i roczny pobyt w Afryce skutecznie odciął ją od rodziny, która w drugiej części książki się być niegodną tego miana. Dlaczego? Dowiecie się sięgając po Aleksandrę, bo to naprawdę rewelacyjny debiut po który zdecydowanie trzeba sięgnąć. A może macie już lekturę za sobą?? Wszak wydana została dwa lata temu i od tego czasu dorobek pisarski autorki znacznie się powiększył.
Czytając Aleksandrę czułam się jak w nigeryjskim sierocińcu i nie było to powodowane upałami za oknem, ale dzięki autorce, która ma taki styl pisania, że już od pierwszej strony zostajemy porwani w wir wydarzeń. Polubiłam się z główną bohaterką i trzymałam za nią kciuki od pierwszej strony. Przyznaję, że Ela Downarowicz zaskoczyła mnie nie raz i nie dwa, gdy wydawało mi się, że wszystko już trafiło na właściwe tory to na nasza bohaterka dostawała kolejną lekcję od życia i musiała dźwigać kolejny ciężar. Ale jak wiecie po nocy przychodzi dzień i życie naszej bohaterki w końcu zacznie nabierać barw, wiele razy będzie musiała się podnosić i stawać do nierównej walki z przeciwnościami losu, ale przecież nigdy nie należy się poddawać.
Gratuluję autorce genialnego debiutu i przepraszam, że dopiero sięgnęłam po jej książki.


Moja ocena 9/10

wtorek, 13 sierpnia 2024

Małgorzata Stasiak Bez filtra

 

Data wydania: 26-06-2024
Wydawnictwo: Mięta 
Ilość stron: 320
ISBN:9788368005301


18/2024

Trafiłam na debiut i to taki, że Panie i Panowie czapki z głów. Autorka genialnie opisała otaczająca nas rzeczywistość. I chociaż historia z pozoru wydaje się być błaha to ma drugie dno i pokazuje jak łatwo w dzisiejszym świecie zgubić się w otchłani internetu. Ja pamiętam życie bez interentów, mediów społecznościowych i aplikacji różnej maści. I co? Nic, żyję i udało mi się wyjść na ludzi (chyba) bez lansowania i pokazywania się sto razy dziennie na Instagramie, Tik Toku  czy innych platformach. Już jako kobieta dojrzała założyłam konto na Instagramie, a w zasadzie nie ja tylko mój syn, ale przyznaję, że ja nie umiem ani w hasztagi, ani filtry czy co tam jeszcze funkcjonuje. Umiem wrzucić post i relację, a to już i tak jak dla mnie bardzo dużo. Taka ameba informatyczna jestem zupełnie nieprzystosowana do tych czasów, ale wcale z tego powodu nie ciepię na bezsenność i nie spędza mi to snu z powiek.
Małgorzata Stasiak w swojej debiutanckiej książce Bez filtra zabiera nas do świata Aldony, która prowadzi profil Mamafia. Kobieta utrzymuje się z działalności w social mediach, prowadzi live, nakręca rolki , wrzuca zdjęcia reklamujące produkty. To jej sposób na życie, a największym jej problemem są zasięgi, które muszą sięgać nieba i komentarze, ale tylko te przychylne. Hejterom mówi zdecydowane nie. Aldona ma męża i dwoje nastoletnich dzieci, których też za wszelką cenę angażuje w życie w sieci. I tak pewnie toczyłoby się życie głównej bohaterki, gdyby nie incydent z jej udziałem, a mianowicie została przyłapana na niszczeniu mienia pod wpływem środków odurzających. Na nieskazitelnej Mamafii pojawiła się rysa. Sąd skazał ją na prace społeczne w schronisku dla bezdomnych zwierząt, domu kombatanta i domu samotnej matki. Czyżby profil Mamafii legł w gruzach, bo jak nakręcić rolkę z tak mało wyjściowego miejsca?? Sprawdźcie sami czy jak kobieta sobie poradzi sięgając po debiutancką powieść Małgorzaty Stasiak Bez filtra.
To świetny obraz współczesnego świata, gdzie zapomina się o realnym życiu, gdzie followersi stają się ważniejsi od ludzi, którzy nas otaczają, gdzie zasięgi są ważniejsze od stosunków międzyludzkich. Nie pokochałam Aldony od pierwszej strony, ale widząc jej przemianę ze strony na stronę zyskiwała moją sympatię. Zupełnie nie przypadła mi do gustu internetowa relacja z sieciowym adoratorem, ale to jedyny wątek do którego mogę mieć jakieś halo. Generalnie książka jest świetnie napisana i z pewnością jeszcze usłyszymy o Pani Małgorzacie. Ja w każdym razie zapisuje sobie nazwisko autorki w moim tajnym notesiku i będę śledzić zapowiedzi wydawnicze.
Bez filtra Małgorzaty Stasiak to idealna książka na letnie leniwe popołudnie. Polecam Wam gorąco.


Moja ocena 8/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Mięta

niedziela, 21 lipca 2024

Anna Sakowicz Moja matka pestka


Data wydania: 05-06-2024
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 358
ISBN: 9788383195803

17/2024

Moja matka pestka Anny Sakowicz kupiłam w ebooku chyba w dzień premiery i książka przeleżała sobie spokojnie w księgarni internetowej, bo .... zapomniałam ją ściągnąć. Włączyłam czytnik, przeszukałam i normalnie diabeł ogonem nakrył. Na szczęście znalazłam i szybciutko wgrałam, bo książka okazała się być prawdziwą ucztą literacką. Po raz kolejny przekonałam się, że kocham twórczość Pani Anny i autorka nigdy mnie nie przestanie zaskakiwać, bo każda jej książka to prawdziwa perełka wśród tych, które codziennie ukazują się na rynku wydawniczym. Jutro do Gdańska jedzie ze mną Kamienica Schopenhauerów, bo gdzie jak nie w Gdańsku właśnie ją czytać.
Autorka w Mojej matce pestce pokazała świat ludzi chorych na Alzheimera. O jak dobrze znany mi jest ten świat, bo wiecie doskonale, że pracuję w Domu Starców. I przyznaję szczerze, że po paru dyżurach spędzonych na takim właśnie oddziale z przyjemnością idę na inny taki, w którym ludzie mają zdrowe głowy i chociaż są już przykuci do łóżek to można z nimi normalnie porozmawiać. Alzheimer i demencja to podstępne choroby, które sprawiają, że człowiek nie wie ani kim jest, ani jak się je, ani jak używać sztućców, że o załatwianiu potrzeb fizjologicznych nie wspomnę. Straszne rzeczy widuję i słyszę, nie raz nie dwa oberwało mi się bez powodu. Czasami trzeba mieć anielską cierpliwość, bo przy milionowym tłumaczeniu tego samego zaczyna jej brakować, ale cóż zrobić taka praca. Jak ja się cieszę, że u nas nie dotarła moda na oddawanie rodziców do Domów Opieki. Jasne, że są sytuacje, że rodzina nie ma innego wyjścia, ale w Niemczech jest to nagminne. Mamusi albo tatuś w Domu Opieki, dom sprzedany i można żyć odwiedzając rodziców dwa razy do roku. Nie umiem tego zrozumieć i już z pewnością nie zrozumiem.
Wróćmy jednak do Mojej matki pestki Anny Sakowicz i poznajcie Nataszę, która wydaje się, że całe życie miała pod górkę. W dzieciństwie straciła siostrę, a dla matki nigdy nie była wystarczająca: nie była wystarczająco mądra, szczupła, nie uczyła się tak, aby spełnić chore oczekiwania matki. Dziewczyna szybko wyprowadziła się z domu i z rodzicami utrzymywała sporadyczny kontakt. Zaczęła układać sobie życie u boku Patryka, kupili mieszkanie, urządzili je i nagle  jej świat runął , a życie obróciło się o 180 stopni. Natasza zmuszona została do opieki nad chorującą na Alzheimera matką. Poznajcie koniecznie tę historię , bo gwarantuję, że na długo pozostanie ona w Waszej pamięci. Są książki i są Książki, tę przez duże K jest z pewnością Moja matka pestka.
Prawdziwa, przerażająca i cudownie napisana książka Anny Sakowicz Moja matka pestka to mój tegoroczny numer jeden. Mądra i ucząca, pokazująca różne oblicza miłości, ale przede wszystkim pokazująca czym jest choroba Alzheimera w sposób prawdziwy i bez ubarwień. 
Polecam Wam z całego serca, a Pani Ania po raz kolejny udowodniła, że jest moją ulubioną pisarką.

Moja ocena 10/10

czwartek, 11 lipca 2024

Monika Wawrzyńska Kopnij w kalendarz


 Data wydania: 26-07-2023
Wydawnictwo: Wydawnictwo Lekkie
Ilość stron: 352
ISBN: 9788383430775


16/2024

Kopnij w kalendarz Moniki Wawrzyńskiej to druga część trylogii funeralnej. Od premiery minął prawie rok, a ja dopiero ją przeczytałam. Przeoczyłam w natłoku premier, a że ostatnio żadna książka mi nie wchodzi to przeglądając półki na Legimi wpadła mi w oczy komedia Pani Moniki. Strzał w dziesiątkę to mało powiedziane. Zaczęłam czytać wczoraj w południe i raniusieńko skończyłam, a obśmiałam się przy tym jak norka. Juzu tej książki nie da się czytać z przerwą na sen, bo ciekawość zżera od środka co jeszcze wymyślą Jagna, Marta i Magda. Takiego trio to ze świecą szukać i ja jeszcze nie miałam okazji spotkać w żadnej przeczytanej książce.
Właścicielka zakładu pogrzebowego, kwiaciarni i firmy cateringowej w życiu prywatnym jak i zawodowym działają ramię w ramię. Wspierają się, przyjaźnią i motywują do działania. To dzięki wsparciu pozostałych jedna zapisuje się na kurs na motocykl, a inna nauki gry na saksofonie. Monika Wawrzyńska swoją książką rozłożyła mnie na łopatki. Sprawiła, że zastój czytelniczy poszedł w niebyt, a może zmienił się w diament?? Dlaczego diament zapytacie, Odpowiedź na to pytanie znajdziecie w Kopnij w kalendarz.
Wydawałoby się, że komedię może napisać każdy. Pewnie tak, ale to trzeba mieć poczucie humoru Pani Moniki, żeby stworzyć arcydzieło wśród komedii. I o zakładzie pogrzebowym można napisać w sposób, że czytelni nie będzie czuł się przytłoczony śmiercią, żałobą czy ostatnim pożegnaniem. Kulisy pracy i niuanse związane z branżą funeralną są niesamowitym smaczkiem dla czytelnika.  Jako, że pracuję w Domu Opieki to ze śmiercią mam do czynienia dosyć często, ale moje obcowanie kończy się w momencie przybycia zakładu pogrzebowego. Już teraz za każdym razem będę sobie wyobrażać co dalej dziej się z nieboszczykiem. 
Gwóźdź do trumny był pierwszą częścią, a Kopnij w kalendarz jest godną kontynuacją Trylogii funeralnej. Książka zadziała na mnie iście terapeutycznie, sprawiła, że po pierwsze przełamałam swoją niemoc czytelniczą, a po drugi oderwałam się od codzienności i nic nie było w stanie wyrwać mnie ze szponów książki. Ubawiłam się i obśmiałam jak nigdy, co strona to akcja taka, ze żołądek boli, co rozdział to atak śmiechu. Kopnij w kalendarz to rewelacyjny antydepresant, który powinien przeczytać każdy w wieku od roku do lat 100.
A i jeszcze nie zapomnijcie spełniać marzeń, bo
" Marzenia trzeba spełniać. I trzeba mieć ciągle nowe, żeby zawsze był jakiś cel. Od nadupiesiedzenia człowiek się tylko starzeje".
A  przecież zawsze chcemy być piękni i młodzi, więc pamiętajcie :)
Jeśli jeszcze nie znacie książek Moniki Wawrzyńskiej to nadróbcie to koniecznie, a ja lecę po raz drugi w tym tygodniu lepić pierogi z jagodami, a wieczór zamierzam spędzić z trzecią częścią Trylogii funeralnej, Do grobowej deski.


Moja ocena 10/10

środa, 10 lipca 2024

Marta Kisiel Mała draka w fińskiej dzielnicy


 Data wydania: 22-05-2024
Wydawnictwo: Mięta 
Ilość stron: 368
ISBN: 9788368005097


15/2024


Wyszłam ze swojej strefy komfortu i sięgnęłam po książkę  z gatunku fantasy i science fiction. Przyznaję, że początkowo ciężko było mi się wgryźć w akcję książki, ale im więcej stron przewracałam tym lepiej mi się czytało i tym bardziej rozumiałam treść. Nie czytałam do tej pory książek z tego gatunku, bo ich najzwyczajniej na świecie nie lubiłam. Przy Małej grace w fińskiej dzielnicy Marty Kisiel bawiłam się bardzo dobrze i bywały momenty, że wybuchałam niekontrolowanym śmiechem. Przejaskrawione postacie, niespodziewane zwroty akcji i powalające momentami dialogi sprawiły, że książkę czytało się lekko, łatwo i przyjemnie. Spędziłam dobrze czas ze Sławą Żmijan.
Bohaterka wraca do rodzinnego Starego Deszczna . Tutaj czas zdaje się stać w miejscu: te same babcie, te same urokliwe fińskie domki i ci sami przyjaciele z dzieciństwa. Niby wszystko jest tak samo, ale dlaczego wszyscy Sławie składają kondolencje skoro ukochana babcia Gienie siedzi i szydełkuje? Umarła i jest?? Powstała z grobu czy ma do załatwienia jeszcze na tym łez padole? Pięć babć, pięć fińskich domków i pięcioro wnucząt, a każde o niesamowitym imieniu, a byłabym zapomniała o tatusiu uwięzionym w puszce, która jak ta Pandory w pewnym momencie się otworzyła i nasza bohaterka mogła sobie uciąć pogawędkę. Misz - masz i do tego zielone kiwi biegające po ulicy i gryzące ludzi. Dlaczego?? Tego dowiecie się sięgając po książkę Mała draka w fińskiej dzielnicy Marty Kisiel. Ze swojej strony dodam, że draka okazała się być wcale nie taka mała.
Moje pierwsze spotkanie z autorką uważam za udane. I chociaż nie jestem miłośniczką takiego gatunku literatury to przy książce bawiłam się doskonale. To mieszanka fantasy i komedii, a wszystko okraszane ciekawostkami z fińskiej mitologii. Ze Sławą nie polubiłam się, ale Bambi skradł moje czytelnicze serce od pierwszego spotkanie. Czy sięgnę jeszcze po książki autorki?  pewnością tak, bo już zapełniłam swoją półkę na Legimi.


Moja ocena 7/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Mięta.

niedziela, 16 czerwca 2024

Katarzyna Gacek Krew z krwi


 Data wydania: 03-06-2024
Wydawnictwo: Znak
Ilość stron: 416
ISBN: 9788324068531


14/2024

To moje trzecie spotkanie z bohaterkami Agencji Detektywistycznej Czajka i  mam nadzieję, że nie ostatnie, bo o perypetiach Gai, Klary i Matyldy mogę czytać bez końca. Katarzyna Gacek stworzyła świetną serię, od której nie sposób się oderwać. Barwne bohaterki i zawiła intryga to jest to co tygryski lubią najbardziej, dodajmy tu jeszcze lekkie pióro autorki i mamy genialną lekturę na długie letnie wieczory. Nie wiem jak Katarzyna gacek to robi, ale każda jej książka to nie tylko hit, ale i gotowy scenariusz filmowy. Na okładce możemy przeczytać, że jest to mistrzowskie cosy crime i muszę się z tym zgodzić nie w stu ,ale tysiącu procentach, bo autorka genialnie wpisuje się w ten rodzaj literatury kryminalnej,  Ja osobiście nie jestem zwolenniczką scen przemocy, gdzie krew leje się strumieniami, a trup ściele się gęsto. U Katarzyny Gacek wszystko jest wyważone, a trup i okoliczności jego pojawienia się są tak zawiłe, że do samego końca nie wiedziałam kto dokonał zbrodni doskonałej. Jak już wytypowałam potencjalnego mordercę to okazał się on niewinny jak baranek. Cóż kariery w Agencji Detektywistycznej Czajka osobiście bym  nie zrobiła.
Czajka mierzy się z nietypowym zleceniem, a mianowicie z poszukiwaniem nieślubnego dziecka szanowanego obywatela Milanówka, który utopił się na Mazurach. Na grobie Zakrzewskiego pojawia się znicz z napisem Kochanemu Tatusiowi i nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że jedyna córka nieboszczyka nie postawiła go na mogile. Kto mógł to zrobić/ Głupi żart czy działanie z premedytacją? Tego będą musiały się dowiedzieć Gaja z Klarą przy niemałej pomocy Matyldy. I chociaż z wyjaśnieniem zagadki dziewczyny radzą sobie doskonale to na światło dzienne wychodzą sprawy, które powinny pozostać w ukryciu Tajemnice z przeszłości, nieślubne dziecko i morderstwo prawie doskonałe składają się w całość z którą mierzy się Agencja Detektywistyczna Czajka.
Krew z krwi mnie zachwyciła, elementy zawiłego śledztwa strona po stronie wskakują na swoje miejsce jak puzzle. Autorka już tak namieszała, że bardziej chyba się nie da, dodajmy do tego warstwę humorystyczną i świetnie wykreowane bohaterki. To przepis na powieść doskonałą, którą polecam z całego serca. Jeśli jeszcze nie znacie Gai, Klaty i Matyldy to musicie koniecznie to nadrobić. Gwarantuję Wam, że nie będziecie żałować. Krew ogrodnika, Gra pozorów i Krew z krwi to trzy tytuły, które składają się na cykl o Agencji Detektywistycznej Czajka. Gdyby ktoś kazał mi wybrać najlepszą część to miałabym nie lada problem, bo wszystkie są świetne. Pewnie nie jestem obiektywna, bo kocham pióro Pani Katarzyny i wiem, że każda jej książka to niezwykła przygoda i oderwanie się od problemów całego świata.


Moja ocena 9/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Znak.

piątek, 31 maja 2024

Katarzyna Kostołowska Czterdzieści filiżanek kawy


 Data wydania: 15-05-2024
Ilość stron: 288
Wydawnictwo: Książnica
ISBN: 9788327167118

13/2024


Czterdzieści filiżanek kawy Katarzyny Kostołowskiej to już ósmy tom ulubionej przeze mnie serii Czterdzieści. Przyznam, że z ogromnym zaskoczeniem przyjęłam widomość o premierze, bo myślałam, że już na zawsze pożegnałam się z moimi ukochanymi dziewczynami. Pomyślicie pewnie, że ósma część to już naciągana i napisana na siłę. Otóż nic bardziej mylnego, bo autorka stworzyła serię, którą można czytać bez końca, a z bohaterami witamy się jak z dawno niewidzianymi przyjaciółmi, czujemy się jak w domu, bezpiecznie i komfortowo. Z kubkiem herbaty przemierzamy ulice Wrocławia i zatapiamy się w atmosferze codzienności Magdy , Karoli, Anity i Aśki. Towarzyszymy im każdego dnia i razem z nimi stawiamy czoła trudnością.
Tym razem Pani Katarzyna skupiła się w dużej mierze na Marcelinie, która pracuje w Czekoladziarni. Dziewczyna zakochuje się w przystojnym Ukraińcu, który ma jedną wadę. Jaką? Przekonacie się sięgając po najnowszą książkę autorki Czterdzieści filiżanek kawy. Mogę Wam zdradzić tylko tyle, że facet okaże się zwykłym złamasem, który siebie stawia nade wszystko, siebie i swoje potrzeby. Marcelina ślepo wierzy w czułe słówka szeptane podczas upojnych wieczorów. Chce wierzyć, że wszystko ułoży się tak jak sobie zaplanowała. Nawet bolesna prawda nie jest w stanie jej wyleczyć i toczy nieustanna walkę, miota się jak tygrys w klatce i nie wie czy ma słuchać serca czy rozumu. Bo to przecież prawda stara jak świat, że każdy chce być kochany i czuć się potrzebny drugiej osobie. nasze bohaterki na szczęście postanawiają pomóc Marcelinie choć nie będzie to proste.
U naszych bohaterek życie toczy się ustalonym rytmem chociaż i u nich nie brakuje problemów dnia codziennego.: prowadzą biznesy, próbują ułożyć relacje z odnalezionym ojcem, starają się zapanować nad dziećmi, tęsknią, śmieją się i smucą, ale przede wszystkim mają siebie i na swoją babską przyjaźń mogą liczyć w każdej sekundzie.
Katarzyna Kostołowska po raz kolejny udowodniła, że o zwyczajnych rzeczach można napisać interesującą książkę, można stworzyć atmosferę, że czytelni zdaje się być w środku wydarzeń. To znakomita znawczyni nie tylko kobiet, ale i obserwatorka otaczającej nas rzeczywistości i wydarzeń, które umiejętnie wplata w swoje powieści.
Kocham tę serię całym sercem i mam nadzieję, że to nie było moje ostatnie spotkanie z Magdą, Karolą, Aśką i Anitą. Jeśli jeszcze nie znacie serii Czterdzieści to nadróbcie ją szybko, a gwarantuję, że poczujecie się na kartach powieści jak u siebie. Każda z nas może być bohaterką książki Katarzyny Kostołowskiej.

Moja ocena 8/ 10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Książnica



niedziela, 12 maja 2024

Monika B. Janowska Morderstwo z malinką na deser


 Data wydania: 08-05-2024
Wydawnictwo: Lucky
Ilość stron: 336
ISBN: 9788367787802


12/2024

Dzisiaj w nocy skończyłam najnowszą książkę Moniki B. Janowskiej Morderstwo z malinką na deser i chociaż oczy już mi się same zamykały to musiałam przewrócić ostatnią kartkę. Śledzę twórczość autorki od samego początku i jeszcze nie trafiłam na książkę Moniki, na której bym się zawiodła. Mamy podobne poczucie humoru i bawią nas te same sytuacje, stąd książka czytała się sama i żałowałam, że tak szybko się skończyła mimo, że byłą 3 nad ranem. Ale kto człowiekowi na wolnym zabroni zarwać noc zwłaszcza, że w ręce wpadnie Ci książka ulubionej pisarki i w dodatku z sąsiedniej miejscowości? Nikt absolutnie. No chyba, że marudzący mąż z pretensją: nie świeć mi po oczach.
Ubawiłam się przy malince po same pachy, a już akcja z rozmową kwalifikacyjną to mój numer jeden. Pamiętajcie, żeby nigdy nie pożyczać rajstop od mamy. Dlaczego? Przeczytajcie Morderstwo z malinką na deser i dajcie się porwać taj rewelacyjnej komedii kryminalnej z wątkiem obyczajowym
Monika zaprasza nas do świata Sylwany zwanej przez najbliższych Dieterkiem z powodu platonicznej miłości do założyciela i członka Modern Talking. Młodszym czytelnikom przypomnę, że w latach osiemdziesiątych był taki niemiecki zespół, w skład którego wchodził Dieter Bohlen i Thomas Anders, blondyn i szatyn, w których kochały się prawie wszystkie dziewczyny. Wróćmy jednak do Sylwany, która po rozwodzie wróciła do rodzinnego  domu. Wyjątkowo pechowa ta nasza bohaterka, bo nie dosyć, że małżonek  odszedł do młodszej, firma zbankrutowała, a jedyna córka sprzedała dom rodziców i wybyła za granicę. Ciężko się podnieść po takich przejściach. Ratunkiem zdaje  się być niespodziewane zaproszenie do Niemiec na imprezę rozwodową Darii i jej męża, którzy stanęli na ślubnym kobiercu dwadzieścia pięć lat temu. No i tutaj zaczyna się dopiero rozkręcać akcja Morderstwa z malinką na deser i akcje, o których nie śnili nawet najstarsi górale. Musicie koniecznie poznać najnowszą książkę Monik B. Janowskiej i przekonać się jak można genialnie poprowadzić akcję, że czytelnik nie ma ani sekundy na złapanie oddechu. W tej książce jest wszystko: trup, który okazał się całkiem żywy, jest Legnica, są Niemcy z ich przepiękną Saksonią, jest Praga z Mostem Karola, jest rozwód, jest powódź, jest niemiecka policja. Wydawałoby się, że to może za dużo jak na jedną książkę. Być może, ale nie w przypadku Moniki B. Janowskiej, która z tego miszmaszu powstała powieść, przy której bawiłam się rewelacyjnie, obśmiałam się jak norka i momentami bolał mnie żołądek. Ta książka powinna być przepisywana jako antydepresant i poprawiacz humoru w jednym.
Jeśli potrzebujecie książki, przy której zdecydowanie poprawicie sobie humor to sięgnijcie po najnowszą książkę Moniki B. Janowskiej Morderstwo z malinką na deser i poznajcie zwariowane przygody Sylwany. To idealna książka na letnie popołudnie. Zdecydowanie odradzam czytanie w komunikacji miejskiej, bo współpasażerowie mogą na Was dziwnie spoglądać. Lubię lekkość pióra autorki, ale mam niestety jeden zarzut. Droga autorko proszę zacząć wydawać książki ciut częściej, a nie pastwić się nad biednymi czytelnikami, którzy muszą czekać i czekać na kolejny tytuł.

Moja ocena 8/10

sobota, 27 kwietnia 2024

Agnieszka Zakrzewska Czułe poranki, bezsenne noce

 


Data wydania: 28-02-2024

Wydawnictwo: Flow

Ilość stron: 392

ISBN: 9788383640525


11/2024


Kolejna książka Wydawnictwa Flow, którą miałam okazję przeczytać i kolejna jednej z moich ulubionych pisarek, Agnieszki Zakrzewskiej. Nie wiem jak robi to Wydawnictwo Flow, ale jeszcze na żadnej z wydanych przez nich książek się nie zawiodłam, każda wzbudza morze emocji i sprawia, że zapominam o całym świecie Czułe poranki, bezsenne noce czytałam krótko po premierze, ale niestety zmiana pracy sprawiła, że nie bardzo wiem jak się nazywam i niekoniecznie mam czas, żeby usiąść i napisać recenzję. Na szczęście jakoś tak udało się poukładać, że mam nadzieję wrócić do regularnego pisania recenzji. Nie znaczy to jednak, że nie czytam, bo bez tego nie umiałabym żyć, ale z pisaniem to coś ostatnio się mijaliśmy. Nie policzę ile pisania mnie czeka, ale z pewnością uda mi się to nadrobić.

Jak wiecie moim ukochanym, wymarzonym i wytęsknionym miejscem na ziemi są Kaszuby, ale po lekturze książki Pani Agnieszki Zakrzewskiej zachciało mi się pojechać na Podlasie, bo autorka przepięknie oddała piękno tego regionu, a ja wstyd się przyznać jeszcze nigdy nie byłam w tym zakątku Polski. Może w tym roku wyciągnę prywatnego małżonka i chociaż na parę dni wyskoczymy śladem powieści Agnieszki Zakrzewskiej. Zobaczymy co los przyniesie i jak ułoży się praca.

Agnieszka Zakrzewska znowu stworzyła książkę przepełnioną emocjami z Podlasiem i jego zachwycającą przyrodą w tle. Książka, w której akcja toczy się nieśpiesznie, pełna refleksji, czułości, podlaskiej gwary i miłości. Uwielbiam twórczość Pani Agnieszki od dawna, a autorka z każdą kolejną książką podnosi sobie poprzeczkę coraz wyżej i wyżej. Zawsze z niecierpliwością wyglądam w zapowiedziach wydawniczych książek Pani Agnieszki, bo wiem, że to będzie niezapomniana przygoda. Saga czekoladowa i Błękitny koliber już za mną, ale na szczęście mam jeszcze parę tytułów do przeczytania. 

Główna bohaterka, Romy Sokołowska, pracuje jako dziennikarka i lewo wiąże koniec z końcem, wychowuje samotnie nastoletniego syna i stara się wynagrodzić Łukaszowi brak ojca, który założył nową rodzinę i z nastolatkiem nie potrafi się dogadać. Czarne chmury zwisają nad głową Romy, gdy zmienia się zarząd gazety, w której od lat pracuje nasza bohaterka. Jedyną szansą na przetrwanie jest przeprowadzenie wywiadu z gwiazdą, która usunęła się w cień i zaszyła gdzieś na Podlasiu. Barbara Anczyc zniknęła i nie szuka kontaktu z mediami. Zniknął też fotograf Mateusz Perzebindowski, który stworzył ostatnie zdjęcie gwiazdy. Czy Romy uda się trafić na ślad Barbary i Mateusza?  Czy poradzi sobie na nadbużańskiej wsi, w której każdy każdego zna, a przyjazd miejscowej zaburzy spokój wsi spokojnej, wsi wesołej. Sięgnijcie koniecznie po Czułe poranki, bezsenne noce Agnieszki Zakrzewskiej i przekonajcie się sami.

Agnieszka Zakrzewska stworzyła książkę, która na długo zapadłą w mojej pamięci. Cała plejada bohaterów i nadbużańska przyroda sprawiają, że książkę czyta się jednym tchem i z żalem przewraca ostatnią stronę. To książka  pełna ciepła, miłości i zapachu przyrody. Czytajcie koniecznie.


Moja ocena 9/10

niedziela, 25 lutego 2024

Wioletta Sawicka Ocali nas miłość


 Data wydania: 17.08.2023
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ilość stron: 312
ISBN: 978838352250

10/2024

Jak to dobrze, że po lekturze Klątwy Langerów miałam na czytniku drugi tom Ocali nas miłość, bo od Opowieści warmińskiej nie sposób się oderwać. Gdybym musiała wybierać, która część jest lepsza to chyba nie umiałabym wskazać faworyta. Z pewnością nie da się przeczytać drugiego tomu bez znajomości części pierwszej, bo obydwie części zazębiają się i wydarzenia wpadają na swoje miejsce jak puzzle w układance. Trzeba przyznać autorce, że umie grać na emocjach, wzrusza czytelników do łez i sprawia, że zapomina się o śnie, jedzeniu i otaczającej rzeczywistości, bo nic nie jest ważniejsze od świata Franza i Lizki, którzy urodzili się po przeciwnych stronach barykady i tak jak u Romea i Julii ich miłość była zakazana i nie miała prawa się zdarzyć.
Mamy rok 1939 i nieuchronnie zbliża się wojna. Po plebiscycie rodzina Langerów straciła ziemię na rzecz Reiterów. Obie rodziny dalej nie pałają do siebie miłością. Franz Reiter zostaje wcielony do Wermachtu, ale zanim zostanie skierowany na front bierze potajemny ślub z Lizką Langer. Chce uchronić swoją ukochaną za wszelką cenę, ale czy jemu się to uda? Co oprócz wojny stanie na przeszkodzie młodym w drodze do szczęścia? Sięgnijcie koniecznie po Ocali nas miłość i przekonajcie się sami. Ja już przed premierą kupiłam trzeci tom i powiem szczerze, że boję się sięgnąć po nasze drzewa są jeszcze młode. Boję się nie tyle, że z szybko przeczytam, ale obawiam się o Lizkę czy udało jej się przetrwać piekło zgotowane przez jednego z braci Reiterów. Dawno żadna książka nie wywołała we mnie tylu emocji i strachu. W zasadzie jeszcze nigdy nie bałam się sięgnąć po kolejną część. Może czasami miałam obawy, bo z kontynuacjami nigdy nie wiadomo. W przypadku Opowieści warmińskiej boję się o dalsze losy bohaterów. Polubiłam i Augustę, i Lizkę, Franza i nawet jej ojca, który dostrzegł jej obecność w obliczu tragedii. Ciekawa jestem jak potoczą się ich losy, ale boje się tworzyć trzeci tom. Brawo Pani Wioletta, która sprawiła, że nie chcę żegnać się z bohaterami, nie chcę opuszczać Warmii i chcę żeby nasze spotkanie  trwało jak najdłużej.
Polecam Wam z całego serca tak Klątwę Langerów jak i Ocali nas miłość, bo to książki, które zostają z nami na długo i w których w każdym zdaniu widać serce, które włożyła Wioletta Sawicka w ich napisanie. To książka dla wszystkich i dla miłośników sag, i dla lubiących historię, a także dla tych, którzy bez miłości nie wyobrażają sobie dobrej książki.
Polecam gorąco i nie wiem kiedy zbiorę się na odwagę i sięgnę po trzeci tom, ale z pewnością podzielę się z Wami moją opinią.

Moja ocena 10/10

piątek, 9 lutego 2024

Wioletta Sawicka Klątwa Langerów


 Data wydania: 07-03-2023
Ilość stron: 264
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 9788382952902

9/2024

Porządków na czytniku ciąg dalszy. Przeczytałam pierwszą część Opowieści warmińskiej Wioletty Sawickiej z prostej przyczyny. Już niedługo będzie miała miejsce premiera trzeciego tomu, a u mnie na czytniku zalegają dwa, które kupiłam krótko po premierze i gdzieś wśród tytułów mi się zapodziało za co przepraszam autorkę, bo stworzyła genialną historię, która nie tylko wiernie oddaje trudną historię Warmii, ale i chwyta od pierwszej strony za serce. Za moment zacznę czytać drugą część i przyznaję, że jestem jej  niezmiernie ciekawa. Autorka ma dar opowiadania historii, która zapadają w naszej pamięci. Historii mądrych, prawdziwych i pisanych sercem.
Klątwa Langerów zabiera nas do roku 1919, gdzie towarzyszymy rodzinie Langerów w ich codzienności. To trudny czas dla polskich rodzin, gdzie stoi przed nimi widmo plebiscytu i opowiedzenia się do kogo chcą przynależeć. Czy można Polaka z krwi i kości, Warmiaka z dziada pradziada pytać o taką podstawową rzecz? Odpowiedź jest prosta. Langerowie to typowa rodzina zamieszkująca Warmię. Poznajemy Jan i Miłkę w momencie, gdy na świat przychodzi ich pierwsze dziecko, Lizka. Długi i wyczerpujący poród odbiera miejscowa znachorka, która doświadcza niezwykłych i niepokojących wizji, których nie potrafi jeszcze zrozumieć. Wyjaśnienie przyjdzie na końcu książki .Szczęście młodych przerywa nie tylko widmo plebiscytu, ale i manifestacja polskości. Za wywieszenie narodowej flagi Jan trafia do więzienia. Dochodzi do tego zarzut porwania i widmo długiej odsiadki mamy gotowe. Kogo porwał Jan?? I czy rzeczywiście dopuścił się tego czyny?? Sięgnijcie po Klątwę Langerów i przekonajcie się sami.
Wioletta Sawicka po raz kolejny stworzyła sagę, która trafia do mnie w 100%. Nie ukrywam, że  Wieku miłości, wieku nienawiści miałam ogromne obawy, że autorce nie uda się stworzyć lektury, która będzie równie dobra jak poprzednia saga. Biję się w piersi i gdybym miała porównać, która z serii jest lepsza to nie umiałabym dokonać wyboru, bo nie idzie wybrać między doskonałym, a genialnym.
Klątwa Langerów to swoisty hołd złożony przez autorkę swoje małej Ojczyźnie, Warmii. Lubię książki, z których mogę się czegoś nauczyć, a z Klątwy Langerów wyniosłam wiele. To przepiękna opowieść, którą pochłonęłam jednym tchem i jedyne czego mogę żałować to fakt, że tak długo przeleżała ona na moim czytniku.
Polecam Wam z całego serca. bo to mądra i wartościowa lektura zarówno dla miłośników sag jak i miłośników powieści z historią w tle.


Moja ocena 9/10

wtorek, 6 lutego 2024

Agnieszka Kuchmister Florentyna od kwiatów


 Data wydania: 2021-09-01
Wydawnictwo: Książnica
Ilość stron: 302
ISBN: 9788324584901

8/2024


Florentynę od kwiatów Agnieszki Kuchmister próbowałam już przeczytać krótko po premierze, ale coś nam było nie po drodze i odłożyłam ją na bok. W tym roku postanowiłam czytać książki, które już od wieków zalegają na mojej półce, więc wybór padł na Florentynę tym bardziej, że są już dwa kolejne tomy. I wiecie co? Mam wrażenie, że do książek trzeba "dorosnąć", bo tak jak poprzednim razem nie mogłam przebrnąć nawet przez kilka stron to tym razem pochłonęłam stronę za stroną i sama się zdziwiłam, że to już koniec. Zaczęłam też czytać Nadzieję od zwierząt, bo to jest rzeczywiście zachwycająca powieść, która zabiera nas w magiczny i zapomniany świat.
Florentyna pojawia się na świecie w roku 1918. Pojawia się przypadkiem w rodzinie, gdzie jest nie tylko najmłodszym dzieckiem, ale i jedyna córką. Florentyna od dziecka jest "inna" i nie pasuje do wiejskich dzieci. Miłością Florentyny są kwiaty te w kolorze niebieskim, które nie tylko kwitną przez cały rok, ale i pomagają ludziom w różnych dolegliwościach. Bohaterce towarzyszymy od narodzin, przez młodość aż do dojrzałości, gdy wychodzi za mąż i na świecie pojawiają się dzieci. Nie opowiem Wam o losach Florentyny, bo jeśli nie czytaliście książki to musicie koniecznie wziąć ją w swoje ręce.
Sokołów to mała wieś położona wśród lasów i pełna dawnych wierzeń. Florentyna od kwiatów aż kipi przyrodą i zielenią. Tu na każdej kartce słychać szum drzew i świergot ptaków. Tu żyje się wolniej, inaczej może lepiej. Tu rytm dnia wyznaczają pory roku, a z letargu budzą ludzi niecodzienne wydarzenia. My już nie umiemy tak żyć, nie umiemy wsłuchać się w naturę i nie umiemy żyć z nią w zgodzie. Nas otacza z każdej strony technika i miliony bodźców, które zakłócają nam szum drzew, zapach lasu i brzęczenie owadów.
Florentyna od kwiatów Agnieszki Kuchmister to napisana pięknym językiem opowieść, która toczy się leniwie i swoim rytmem. Nie ma tu szaleńczych zwrotów akcji, ale wszystko ma swoje miejsce i swój czas. To baśniowa i magiczna opowieść pełna szeptuch, topielic i dawnych wierzeń, To opowieść, która przenika w głąb nas i czujemy ją wszystkimi zmysłami.
Mnie zachwyciła i cieszę się, że przede mną dwie kolejne części.

Moja ocena 8/10

piątek, 2 lutego 2024

Magda Knedler Medea z Wyspy Wisielców


 Data wydania: 24-01-2024
Wydawnictwo: Zwierciadło
Ilość stron: 272
ISBN: 978838125349


7/2024


O najnowszej książce Magdy Knedler dowiedziałam się  z instagrama, gdzie wszyscy ( a przynajmniej większość) pokazywała pięknie wydaną książkę z barwionymi brzegami. Przeglądając Legimi natrafiłam na Medeę z Wyspy Wisielców i pomyślałam sobie, że sprawdzę o co tyle hałasu. Sprawdziłam i przepadłam bez reszty. Mamy początek lutego, a już wiem, że to będzie jedna z moich ukochanych tegorocznych premier. Tej książki się nie czyta, bo tą książką należy się delektować jak najlepszą czekoladą kiedy czujemy w ustach feerię smaków. W przypadku najnowszej książki Magdy Knedler odczuwamy całą gamę emocji i każde zdanie wżera się w nas głęboko i nie daje o sobie zapomnieć. Ta książka wciąga od pierwszej strony, chcemy ją szybko przeczytać, a jednocześnie żałujemy, gdy zbliżamy się do końca. Niebanalna, przemyślana w każdym calu, dojrzała i przede wszystkim naszpikowana emocjami jak dobra kasza skwarkami. To książka, o której długo nie zapomnę i którą będę polecać każdemu kto jak ja kocha literki.  Oczarowała mnie ta historia i sprawiła, że tłukłam się po nicy jak Marek po piekle, bo nie mogłam przestać o niej myśleć. 
Medea z Wyspy Wisielców to opowieść o Madzie, młodej dziewczynie, która w swoim życiu doświadczyła wiele zła i smutku.  Już od urodzenia znalazła się na straconej pozycji. Wychowana w sierocińcu nie zna swojego pochodzenia. Wykorzystywana i poniżana zmuszona była walczyć o każdy dzień i o każdą kromkę chleba. Bez perspektyw i szans na lepsze życie do czasu, gdy na swojej drodze spotkała Andreasa Schwitza, który zdawał się być światełkiem w tunelu. To właśnie w jego domu na Wyspie Wisielców Mada rozpoczyna służbę, Czy Andreas rzeczywiście działał tak bezinteresownie? Czy na wyspie oddalonej od siedzib ludzkich dziewczyna i dwoje zamożnych mężczyzn to dobra konfiguracja?? A gdy na wyspę przybywa młody ogrodnik to....no właśnie... to on odmieni życie dziewczyny o sto osiemdziesiąt stopni. Ale czy wszystko pójdzie we właściwym kierunku? Sięgnijcie koniecznie po Medeę w Wyspy Wisielców Magdy Knedler i dajcie się porwać tej niesamowitej historii.
Ta książka nie jest napisana dobrze, ona jest napisana rewelacyjnie. Autorka z precyzją zegarmistrza pokazała nam Dolny Śląsk z początków XX wieku: Wrocław, jezioro sławskie, a więc miejsca, które znam i które są bliskie memu sercu. Świetnie wykreowani bohaterowie, historia nawiązująca do mitologii i tajemniczy Dolny Śląsk sprawiły, że przez książkę płyniemy i już rozumiem wszystkie zachwyty, ochy i achy.
Polecam Wam z całego serca, bo to książka, którą zdecydowanie warto poznać. Ja osobiście mimo zachwytów odczuwam lekki niedosyt, ale zakończenie sugeruje, że można się spodziewać kontynuacji.


Moja ocena 10/10

poniedziałek, 29 stycznia 2024

Sabina Waszut Sztuczny miód


 Data wydania: 24-01-2024
Wydawnictwo: W.A.B.
Ilość stron: 304
ISBN: 9788383189338

6/2024

Sabina Waszut to autorka, po którą sięgam bardzo chętnie. 24 stycznia był wyjątkowy wysyp nowości, ale ponieważ W.A.B. nie wiem dlaczego nie ma na Legimi, więc czym prędzej kupiłam ebooka i nie żałuję ani złotówki wydanej na książkę. To była niesamowita i fascynująca podróż do lat 80-tych, w których już niestety żyłam. Dlaczego niestety? Ano z tej prozaicznej przyczyny, że z roku na rok jestem coraz starsza, ale niestety PESEL-u w dowodzie sobie nie wydrapię i trzeba się pogodzić z upływającym czasem. Puste półki, wieczne kolejni, korale z papieru toaletowego, szarzyzna i bylejakość jednym słowem komunizm. To właśnie w podróż do tamtego okresu w historii Polski zabrała nas autorka w swojej najnowszej książce Sztuczny miód. Dzisiaj wydaje się to niewyobrażalne, ale ja sama pamiętam jak Mama robiła blok czekoladowy z kakao i okruchów ciastek. Pamiętam ścinki wełny, które rodzice przywozili z Kowar i z tego robiło się swetry. Gryzły jak diabli, ale coś trzeba było nosić. Buty to kolejny temat rzeka. Siostra przywiozła mi z Czechosłowacji białe adidasy i to było wydarzenie na skalę wręcz ogólnoświatową. Siermiężne to były czasy, ale wspominam je z sentymentem, bo po pierwsze byłam wtedy dzieckiem i nie spoczywał na mnie obowiązek prowadzenia domu, gotowania czegoś z niczego, miałam oboje rodziców i było tak najzwyczajniej fajnie.
Sabina Waszut zaprosiła nas do Katowic w grudniu 1980 r., gdzie w Centralnym Szpitalu Klinicznym poznajemy Marylę i Barbarę. Są pielęgniarkami i przyjaźnią się, mimo iż mąż jednej jest milicjantem, a drugiej górnikiem w kopalni Wujek. Jeden wprowadza porządki i walczy z rodzącą się Solidarnością, a drugi to patriota z krwi i kości i górnik z dziada pradziada.
Autorka na przestrzeni roku pokazała nam życie śląskich rodzin. Trud kobiet, ich determinację i lojalność, ich przywiązanie do tradycji i Śląska. Pokazała ludzi z krwi i kości, bez koloryzowania i upiększania. Pokazała ludzi stojących po dwóch stronach barykady, którzy musieli dokonać wyboru. Tylko który jest lepszy? Sięgnijcie po najnowszą książkę Sabiny Waszut i przekonajcie się sami.
Dla mnie to genialna książka napisana prostym, ale pięknym językiem. To niesamowita lekcja historii dla młodszego pokolenia, które tamte czasy zna z opowieści sowich rodziców czy dziadków. Dobrze by było, gdyby Sztuczny miód wszedł do kanonu lektur.

"Nie ma gorszej zbrodni niż wysłanie brata przeciw bratu, nakazanie sąsiadowi żeby walczył z sąsiadem".

Ta książka skłania do refleksji i porusza najczulsze struny. Polecam gorąco.

Moja ocena 10/10