piątek, 30 maja 2025

Monika Wawrzyńska Pogrzeb bez zwłoki


 Data wydania: 21-05-2025
Wydawnictwo: Harde
Ilość stron: 304
Cykl: Śmierć i podatki

Jeżu kolczasty ja znowu płakałam przy książce, ale tym raz ze śmiechu, bo obok książek Moniki Wawrzyńskiej nie sposób przejść w sposób poważny i dystyngowany. Pogrzeb bez zwłoki jest drugą częścią cyklu Śmierć i podatki, a o W proch się przewrócisz pisałam Wam tutaj. Już pierwsza część wzbudziła mój zachwyt i niby znam specyficzne poczucie humoru autorki to powiem Wam, że gdybym miała wybierać między pierwszą częścią, a drugą to miałabym ogromny problem, bo obydwie są rewelacyjnie napisane. No ja kocham pióro Moniki Wawrzyńskiej i gdyby się zdecydowała na napisanie ulotki do leków to też bym przeczytała.
Znowu wracamy do Biura Rachunkowego Kwity i pity, gdzie tym razem skupiamy się na najstarszej pracownicy, pani Jadzi. Pani Jadzia nie wadzi nikomu, pracuje jak mrówka i nie wyróżnia się z tłumu. Bo i czym ma się wyróżniać znoszonym paltem i rozchodzonymi butami, które prawie pamiętają czasy Wilhelma Zdobywcy. Jadzia zapomniała jak to jest być kobietą. Jej życie kręci się w obrębie domu i pracy, nawet dodatkowe zlecenia wykonuje w domu, bo to Jadzia zarabia na dom, a szanowny małżonek na dom i niespodziewane wydatki, a że te nigdy nie nadchodzą to kisi pieniądze na osobnym koncie, do którego nasza Jadzia nie ma nawet upoważnienia. Jadzia i Jurek są małżeństwem z wieloletnim stażem, ale ich wspólne wyjścia ograniczają się do sobotniego rajdu po marketach, bo w jednym mąka jest o 10 groszy tańsza, a w drugim  papier toaletowy dają dwa za jeden. Jurek to kutwa, dusigrosz i skąpiradło w jednym. I tak pewnie żyliby razem, ale osobno, gdyby nie opinia znajomego bezdomnego. W Jadzię wstąpił nowy duch: farba na włos, nowy obuw, kiecka i pierś do przodu, ale Jurek ciągle ten sam, a nawet gorszy bo przeszedł na emeryturę i jego działalność ogranicza się do oglądania teleturniejów na coraz to nowszym telewizorze. Jadzia marzy o pozbyciu się małżonka, ale że to nastąpi tak szybko i w takich okolicznościach to nawet najstarsi górale tego nie przewidzieli. Co zrobi Jadzia? Czy jak na małżonkę z długoletnim stażem przystało spowije się w czerń? A może wręcz przeciwnie zacznie w końcu żyć i czerpać z życia całymi garściami? Przekonacie się sięgając po Pogrzeb bez zwłoki Moniki Wawrzyńskiej. Przednia zabawa i oplucie czytnika gwarantowane. Książki autorki powinny być opatrzone adnotacją: nie czytać w komunikacji miejskiej, a ta tylko dlatego żeby nie wzbudzać sensacji wśród współpasażerów.
Nie należy zapominać, że największym marzeniem Jadzi były podróże i podziwianie nie tylko zabytków, ale i dzieł najznakomitszych malarzy. Jak po raz pierwszy nasza bohaterka wybrała się do Paryża to jej wizyta przez dłuższy czas nie schodziła z nagłówków europejskich gazet. Na szczęście Jadwiga z pomocą Myszki Miki wylądowała na rodzimym Okęciu. Co mają nagłówki gazet z naszą Jadwigą? Przeczytajcie koniecznie.
Ja osobiście zawsze się boję kontynuacji, ale nie w przypadku Moniki Wawrzyńskiej, bo przy Pogrzebie bez zwłoki liczyłam ilu pracowników mają Pity i kwity, wychodzi mi na to, że jeszcze będą przynajmniej dwie części. Ale żeby nie było tak różowo i lukrowato to książka ma oczywiście wady, a w zasadzie jedną, bo jest zdecydowanie za krótka, a ja chciałabym więcej i dłużej. Po lekturze Pogrzebu bez zwłoki do końca swoich dni nie kupię zamrażarki. Dlaczego? Ano, bo to straszny pożeracz prądu i tej wersji będę się trzymać do momentu aż nie przeczytacie książki.
Czytajcie i bawcie się dobrze. Polecam, przednia zabawa gwarantowana.

Moja ocena 9/10

środa, 28 maja 2025

Lori Nelson Spielman Lista marzeń


Data wydania: 08-04-2025
Wydawnictwo: Rebis
Ilość stron: 416
Tłumaczenie: Katarzyna Waller - Pach

28/2025

Dlaczego ja tak rzadko sięgam po książki zagranicznych autorów? To pytanie stawiam sobie za każdym razem, gdy czytam dobrą książkę  autora nie z naszego rodzimego podwórka i odpowiedź zawsze jest taka sama - nie wiem. Po Listę marzeń Lori Nelson Spielman sięgnęłam jak zwykle przez przypadek, bo tym razem urzekła mnie okładka. Szczerze mówiąc to nie pamiętam czy przypadkiem książki już nie czytałam, bo pierwsze polskie wydanie było w 2013  i niby coś mi się kojarzyło, niby gdzieś dzwoniło, ale nawet jeśli to czytało mi się Listę marzeń świetnie. Z pewnością nie widziałam filmu, bo rzadko to robię, Pewne jest natomiast to, że podczas czytania zużyłam pół pudełka chusteczek higienicznych, a zdradzieckie łzy pojawiały się w najmniej oczekiwanym momencie. To pięknie napisana powieść  odwadze, miłości i stracie najbliższej osoby, ale to też książka napisana ku pokrzepienie serc. Lista marzeń to lektura idealna i jestem z siebie dumna, że często słucham intuicji, która podpowiada mi co czytać, bo dzięki temu pokonałam potężny zastój czytelniczy i znowu mogę się oddawać mojej ukochanej pasji. Mogę czytać, pisać o książkach, dzielić się z Wam moimi przemyśleniami i jeśli choć jedna osoba sięgnie po książkę z mojego polecenia to będzie to dla mnie sukces.
Wróćmy jednak do List marzeń Lori Nelson Spielman i do Brett Bohlinger, która wydaje się ma wszystko: pracę, której oddaje się z pełnym zaangażowaniem i partnera, z którym jest od lat, ma urodę i pieniądze. Czy czegoś jej jeszcze w życiu potrzeba? Wydaje się , że nie. Brett traci ukochaną matkę i podczas odczytywania testamentu, gdy wydaje się, że odziedziczy firmę wartą miliony jej spokojne i pokładane życie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Brett nie tylko nie stała się właścicielką firmy, ale została z niej usunięta, nie dziedziczy domu wartego krocie, a jedynie może w nim mieszkać przez trzydzieści dni. czy matka Brett była pozbawiona serca? Nie, zdecydowanie nie. Ona znała swoją córkę lepiej niż siebie samą i postawiła Brett prze trudnym zadaniem. Aby dziewczyna mogła odziedziczyć spadek, musi odhaczyć listę pozostawioną przez matkę. Po wykonaniu zadania z listy adwokat odczyta jej list pozostawiony przez matkę. I o ile niektóre z zadań są proste, bo co to za problem kupić psa czy wspomóc biednych, o tyle inne wydają się lekko odrealnione. Bo jak można zakochać się mając stałego partnera? Czy to znaczy, że partner, z którym Brett jest od dłuższego czasu nie jest tym jedynym?  A jak kupić konia mieszkając w dużym mieści? A mieć dziecko? Czy Brett uda się odhaczyć wszystkie zadania z listy? Sięgnijcie po Listę marzeń Lori Nelson Spielman i przekonajcie się sami.
To ciepła i wzruszająca książka, która przypomina nam o naszych marzeniach, i których w natłoku codziennych zajęć zapominamy. To książka, która pozwala się zatrzymać, złapać oddech i zastanowić się czy sami jesteśmy we właściwym miejscu. To książka o prozie życia: codzienności, pracy, miłości i o odchodzeniu, ale przede wszystkim o godzeniu się i radzeniu w żałobie, bo chociaż serce nam ściska i mamy wrażenie, że świat powinien stanąć w miejscu w momencie, gdy tracimy żegnamy najbliższych to on się nie zatrzymuje i pędzi na złamanie karku, a my stajemy się coraz starsi i mamy coraz mniej czasu na realizację naszej listy marzeń.
Polecam Wam gorąco Listę marzeń Lori Nelson Spielman, bo to piękna i mądra książka, z którą  spędzicie dobrze czas.

Moja ocena 8/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Rebis

Ellen Marie Wiseman Kolekcjonerka sierot


 Data wydania: 21-05-2025
Wydawnictwo: Kobiece
Ilość stron: 512
Tłumaczenie: Przemysław Hejmej

27/2025

Kolejny raz sięgnęłam po książkę, bo wpadła mi w oko okładka, a już jak przeczytałam opis wydawcy to wiedziałam, że muszę po nią sięgnąć. To moje pierwsze spotkanie z Ellen Marie Wiseman, ale po lekturze Kolekcjonerki sierot wiem, że muszę przeczytać pozostałe książki autorki. Rety jakie to było dobre. Czytałam i zalewała mnie fala sprzecznych emocji strach, ból i obrzydzenie mieszały się z niedowierzaniem i nadzieją. Kolekcjonerki sierot się nie czyta, ją się chłonie jak gąbka wodę. Uczucie chęci poznania jak najszybciej historii wypierał strach, że nie skończy się ona tak jakbym sobie wymarzyła. Ta historia od pierwszego rozdziału skradła moje serce . To niesamowicie utkana historia, która sprawia, że zapominamy o całym świecie, nie istnieje nic oprócz Kolekcjonerki sierot. Uwielbiam historie, które angażują czytelnika od samego początku.
Autorka zabiera nas w podróż do Filadelfii. Mamy rok 1918 i w mieście wybucha epidemia hiszpanki. Najgorsza sytuacja panuje oczywiście w dzielnicach najuboższej części społeczeństwa, którą w dużej mierze zamieszkują imigranci, których do podróży za ocean zmusiła sytuacja panująca w Europie i skusiła wizja lepszego życia w Ameryce. To tutaj poznajemy Pię Lange, która mieszak wraz z matką i kilkumiesięcznymi bliźniakami. Pia ma trzynaście lat i gdy śmierć puka i do ich drzwi zabierając matkę to na tej nastoletniej dziewczynce spoczywa obowiązek opieki nad młodszymi braćmi. Dziewczynka radzi sobie jak umie do czasu, gdy zaczyna jej brakować żywności. Pełna strachu i obaw opuszcza mieszkanie nie zdając sobie sprawy, że ta decyzja zmieni całe jej życie. Samotną wędrówkę ulicami opustoszałego  miasta przerywa jej atak choroby, szpital i...
Berenice Groves opłakuje śmierć swojego jedynego maleńkiego synka, ma żal do lekarzy i pielęgniarek, że zamiast pomagać prawdziwym Amerykanom swój czas i uwagę poświęcają nic nieznaczącym imigrantom. To ona zauważa moment, gdy Pia opuszcza mieszkanie i wiedziona ciekawością się do jej mieszkania, gdzie zastaje zmarłą matkę i dwóch maleńkich chłopców. Postanawia ukarać Pię i zabiera chłopców do siebie. Postanawia ich wychować na Amerykanów. Moment zabrania chłopców rozpoczyna "misję" Berenice Groves, której to celem jest pozbawienie dzieci imigrantów  i umieszczenie ich w amerykańskich rodzinach. Jak zakończy się jej misja? Tego dowiecie się sięgając po Kolekcjonerkę sierot Ellen Marie Wiseman.
Dla mnie ta książka to prawdziwa petarda. Napisana szczerze, prawdziwie, bez zbędnego zadęcia. Autorka porusza wiele trudnych tematów, ale robi to w sposób perfekcyjny, przez książkę dosłownie się płynie i chociaż nie należy do najcieńszych to nawet nie zauważyłam jak zbliżyłam się do końca.
Polecam Wam z całego serca, bo to kawał dobrej literatury.


Moja ocena 10/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu

wtorek, 27 maja 2025

Katarzyna Kostołowska Czterdzieści i wciąż pięknie

 


Data wydania: 21-05-2025

Wydawnictwo: Książnica

Ilość stron: 304

Cykl: Czterdzieści


26/2025

Czterdzieści i wciąż pięknie Katarzyny Kostołowskiej to dziewiąta część cyklu Czterdzieści, który przeczytałam z niekłamanym szczęściem w oczach, bo ja uwielbiam ten cykl i jeżeli będzie miał sto części to przeczytam je wszystkie. Uwielbiam bohaterki: Anitę, Aśkę, Karolinę i Magdę i każde spotkanie z nimi to jak powrót do domu najbliższej przyjaciółki, której można się zwierzyć ze wszystkiego, ale i wspólnie pomilczeć. W życiu dziewczyn nie ma miejsca na nudę, ciągle coś się dzieje, raz lepiej, raz gorzej, ale ich przyjaźń trwa w najlepsze i wiedzą, że zawsze mogą na siebie liczyć. Nie znaczy to wcale, że nie dochodzi między nimi do starć i utarczek, ale w razie kłopotów stają za sobą murem. Są wobec siebie lojalne, szczere i nie uznają półśrodków jeśli którejś dzieje się krzywda. Lata lecą, czas nieubłagalnie płynie, a one są wciąż piękne i młode. No może oprócz Anity, która nie gardzi medycyną estetyczną, ale można jej to wybaczyć, bo ma młodszego męża, którego kocha do szaleństwa i chce mu się zawsze podobać. No jeszcze Magdzie, której mama nieustannie przypomina o zbliżającej się menopauzie, a wraz z nią uderzeniom gorąca, wahaniom nastroju, że już o rosnącej wadze nie wspomnę, 

Tak żyją sobie nasze bohaterki we Wrocławiu, ich życie toczy się ustalonym rytmem, który wyznaczają pory roku i dekoracje w Czekoladziarni, która jest nie tylko oczkiem w głowie Aśki,  gdzie zarabia na chleb, ale i miejscem, gdzie dziewczyny mogą się spotykać o każdej porze dnia i nocy. Oczywiście pod warunkiem, że zgrają swoje grafiki. Co w przypadku Karoli nie jest tak oczywiste, bo od wybuchu wojny w Ukrainie sama bez pomocy Siergieja pcha swój wózek zwany biznesem, a wraz z nim dźwiga worki z korą, dogaduje się z klientami i projektuje kolejne ogrody. Ciągnie resztkami  sił i chociaż po namowach męża postanawia kogoś zatrudnić to proces rekrutacyjny nie przebiega tak jakby tego oczekiwała. Czy da sobie radę sama? Wróci Siergiej, a może ktoś inny pojawi się na horyzoncie? Tego dowiecie się sięgając po Czterdzieści i wciąż pięknie Katarzyny Kostołowskiej.

Ja nie umiem ocenić tej książki, bo kocham każdy kolejny tom cyklu. I chociaż mogłoby się wydawać, że dziewięć części to przesada, ale nie w przypadku Pani Katarzyny, której pióro sprawia, że chce się czytać bez końca. Zakończenie sugeruje, że będzie kolejna część, bo droga autorko nie mon zostawiać czytelnika w niewiedzy czy na świecie pojawi się chłopiec czy dziewczynka. Zapytacie czyje dziecko?? A tego to już Wam nie powiem, bo musicie koniecznie sięgnąć po tę książkę.

To było kolejne cudowne spotkanie z moimi ulubionymi bohaterkami za którymi szczerz mówiąc już się trochę stęskniłam, bo czytając książki Katarzyny Kostołowskiej ma się wrażenie, że jesteśmy wciągnięci w środek wydarzeń i sami jesteśmy bohaterami powieści. Tak naprawdę ta książka mogłaby być o każdym z nas, tu nie ma wydumanych frazesów, tu nie ma świata idealnego, ale tutaj jest życie, takie normalne, zwyczajne, moje czy twoje wraz z jego cieniami i blaskami. 

Polecam Wam serdecznie najnowszą powieść Pani Katarzyny i jestem przekonana, że przeczytać wszystkie części cyku tak jak ja i będziecie chcieli więcej i więcej.

Moja ocena 9/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Książnica



sobota, 17 maja 2025

Monika Raspen Czartoryska. Opowieść o matce


 Data wydania: 28-05-2025
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron: 448
Cykl: Czartoryska 

25/2025

RECENZJA PRZEDPREMIEROWA

28 maja będzie miała premierę Czartoryska. Opowieść o matce, która jest drugą częścią cyklu Czartoryska. Dzięki uprzejmości Moniki Raspen miałam przyjemność delektować się książką na dwa tygodnie przed premierą. I tak jak mnie pierwsza część urzekła tak w drugiej się zakochałam, bo autorka ma niezwykły dar snucia opowieści, które czytają się same i z żalem patrzymy na ubywające strony. To była niesamowita i niezapomniana podróż do świata XVIII wiecznej arystokracji. Czytając tak sobie pomyślałam, że gdybym w czasach licealnych miała taką nauczycielkę historii to na próbnej maturze Bona żyłaby tyle ile żyła, a nie jak w moim wykonaniu dwieście lat. maturę zdałabym śpiewająco, bo opowieść Moniki Raspen nie tylko przybliża nam historię, ale robi to w sposób perfekcyjny, nie nagina faktów, opiera się na autentycznych źródłach i wkłada ogrom pracy w stworzenie swojej historii. Pierwszy tom Czartoryskiej był świetny i autorka sama sobie postawiła wysoko poprzeczkę. Czy druga część jest równie dobra? Moim zdaniem jest jeszcze lepsza i przyznaję, że aż się boję jakie emocje zaserwuje nam autorka w kolejnych powieściach, bo z każdą kolejną jest lepiej i lepiej. Szczerze mówiąc dzięki książkom Moniki pokochałam historię i żałuję, że tak późno odkryłam fakt, że można się nimi delektować  i smakować jak najlepszym daniem.
Tym razem mamy okazję śledzić losy młodej Marii Czartoryskiej, która została zmuszona do małżeństwa z Ludwikiem Wirtemberskim I jeśli myślicie, że to idealne małżeństwo to Monika Raspen szybciutko wyprowadzi Was z błędu. Zdawać by się mogło, że Czartoryskim nie brakuje niczego, posiadają pozycję, majątek i dużo znaczą na politycznej mapie Europy. Małżeństwo powinno nie tylko przypieczętować ich poczynania, ale i zapewnić ciągłość rodu. Wirtemberski okazuje się być człowiekiem uzależnionym od alkoholu, hazardu i tak brutalnym, że Maria niejednokrotnie musi ukrywać dowody jego "miłości". Dziewczyna jest praktycznie pozostawiona sama sobie, a jej matka Izabela początkowo nie zauważa problemów małżeńskich córki. Dramat rozgrywał się za drzwiami pałacowymi, a rozwód w tamtych czasach nie wchodził w rachubę, bo małżeństwo było kontraktem, w którym nawet wyznaczano czas jaki małżonka mogła spędzać u swoich rodziców. Wyobrażacie to sobie w dzisiejszych czasach? Jasne, że nie brakuje damskich bokserów, ale przynajmniej kobieta ma wybór, bo może odejść. W czasach Czartoryskich musiała uzyskać zgodę rodziców. Czy młoda Maria będzie umiała się przeciwstawić mężowi? Czy może w końcu odnajdą się i porozumieją? Tego dowiecie się sięgając po Czartoryską. Opowieść o matce.
Ta książka to skarb, który czytałam momentami z przerażeniem w oczach i obawą o losy naszej bohaterki. To powieść napisana z niesamowitym rozmachem przy zachowaniu faktów historycznych. Mamy tutaj Rewolucję Francuską, i upadek monarchii, mamy króla elekcyjnego i świat na krawędzi przemian. Ale przede wszystkim mamy tutaj kobiety. Kobiety, które w świecie zdominowany przez mężczyzn próbowały liczyć się na arenie międzynarodowej, kobiety silne, które płacą za cudze ambicje i wreszcie kobiety, które żyły w świecie zdominowanym przez koneksje, konwenanse i pochodzenie. W świecie, w którym za zamkniętymi drzwiami rozgrywały się dramaty, a kobieta znaczyła tyle c zeszłoroczny śnieg.
Czartoryska. Opowieść o matce to niezwykle emocjonująca lektura, którą trudno odłożyć. Napisana z pasją, rozmachem, z przede wszystkim pięknym językiem. Okazuje się, że można napisać doskonałą powieść bez miliona erotycznych scen i bez wulgaryzmów, które mnie niesamowicie drażnią. Można napisać powieść, która nie tylko przybliża nam historię, ale i angażuje czytelnika. Powieść, która sprawia, że zapominamy o problemach codzienności i przepadamy na długie godziny. Pokochałam książki Moniki Raspen od pierwszego spotkania i wiem, że ta miłość pozostanie we mnie na zawsze, bo są autorzy i Autorzy, są książki i Książki, które zasługują na to, aby o nich mówić często i głośno.
Polecam Wam z całego serca i jestem przekonana, że zachwycicie się tą powieścią tak jak ja.
Niestety przeczytałam wszystkie dostępne na rynku tytuły autorki i nie pozostaje mi nic innego jak uzbroić się w cierpliwość i przeglądać zapowiedzi wydawnicze.


Moja ocena 10/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję autorce, Monice Raspen

środa, 14 maja 2025

Monika Raspen Wnuczka Faberge. Kobiety Romanowów

 


Data wydania: 14-01-2025

Wydawnictwo: Replika

Ilość stron: 400


24/2025

Monika Rapsen nie przestaje mnie zaskakiwać. To trzecia przeczytana przeze mnie książka autorki i każda wywarła na mnie niesamowite wrażenie. Ja, która nie czytałam zbyt chętnie powieści historycznych, bo wydawały mi się nudne i bez akcji, skończyłam właśnie kolejną, która wyszła spod pióra autorki i kolejna, która mnie zachwyciła. Trochę czasu minęło zanim ją skończyłam, ale to nie jest książka, którą można przeczytać na jednym posiedzeniu, bo mnogość postaci sprawia, że nad książką trzeba się pochylić i skupić, żeby nie pomylić ciotek, babek, kochanek, utrzymanek czy żon.

Monika Raspen tym razem zabrała mnie w podróż do carskiej Rosji, Rosji Romanowów za czasów cara Mikołaja II. Do szczęścia carskiej rodzinie brakuje syna i jak na złość rodzą mu się same córki, które nie mogą pretendować do tronu. Obsesją Aleksandry Fiodorowny staje się urodzenie syna. Gdy kobieta po raz kolejny rodzi córki zostają one jej zabrane w trosce o o jej zdrowie psychiczne. Caryca zostaje poinformowana, że noworodek urodził się martwy, a tak naprawdę dziewczynki zostają przekazane na wychowanie do zaufanych ludzi. Jedną z " matek" zostaje Irina Dunina. Dziewczyna okaleczona przez los, ofiara obietnic księcia Alberta. Skomplikowane?? Tylko pozornie, bo wystarczy się wczytać we Wnuczkę Faberge Moniki Raspen i wszystkie wydarzenia wskoczą jak puzzle na swoje miejsce.

Autorka świetnie pokazała świat blichtru i blasku dynastii Romanowów. To świat, który tyko pozornie błyszczy, bo pod przykrywką idealnie funkcjonujących rodzin jest pełen brudu, zakłamania i tajemnic. Kobiety w tamtych czasach nie miały lekko. Te z wyższych sfer miały być ozdobą mężczyzny i rodzić synów, nie wolno im było iść za głosem serca, a musiały się podporządkować woli rodziców. Gdy uwikłały się romans i na dodatek zaszły w ciążę to za usunięcie płodu groziła im zsyłka. 

To kolejna książka autorki, która kończy się koniec tomu pierwszego. To daje nadzieję na kontynuację, bo Monika Raspen to niekwestionowana królowa powieści historycznej, która umiejętnie łączy prawdę historyczną z fikcją, ludzi autentycznych z tymi fikcyjnymi. Po raz kolejny widać ogrom pracy włożony w napisanie książki co cenię niesamowicie, a jeszcze fakt, że z książki dużo się nauczyłam sprawia, że po kolejne książki Pani Moniki sięgnę w ciemno, bo wiem, że to będzie kolejna niezapomniana podróż w przeszłość.

Powiem Wam jeszcze, że mam ten zaszczyt i czytam Czartoryską. Opowieść o matce, która będzie miała premierę 28 maja i mogę tylko powiedzieć, że kocham każdą literkę i każde zdanie. 

Zapomniałam jeszcze dodać, że to najpiękniej wydana książka jaką mam w swojej biblioteczce. Cudo!!

Polecam Wam serdecznie>


Moja ocena 8/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Monice Raspen. To dla mnie zaszczyt móc czytać Pani książki z przepiękną dedykacją tylko dla mnie, dziękuję.


czwartek, 8 maja 2025

Katarzyna Majewska - Ziemba Gorzki smak rosolisu


 Data wydania:06-05-2025
Wydawnictwo: Replika
Ilość stron: 396
Cykl: Lwowska opowieść


23/2025


Na twórczość Pani Katarzyny Majewskiej -Ziemby trafiłam przez zupełny przypadek na Legimi , gdy w moje ręce wpadł Dotyk marcepanowych marzeń, o którym pisałam tutaj. Od pierwszego zdania zachwycił mnie język, styl, a przede wszystkim autentyczność , którą widać w każdym zdaniu. Z niecierpliwością czekałam na Gorzki smak rosolisu. Wiedziałam, że to będzie książka trudna i bolesna, ale zupełnie nie spodziewałam się tego co dostałam. Po raz kolejny autorka zaprosiła mnie do świata Rebeki i jej rodziny. Dla mnie był to powrót do rodzinnego domu, pokochałam bohaterów od pierwszej strony i tym razem przyszło mi im towarzyszyć podczas II wojny światowej. Autorka napisała książkę nie tylko genialną, ale i potrzebną, przypominającą o wydarzeniach z tamtych lat, prawdziwą, szczerą i ukazującą świat takim jakim był. Czytając nie raz i nie dwa miałam łzy w oczach, odkładałam książkę by za godzinę do niej wrócić i na nowo towarzyszyć Rebece i jej najbliższym w wydarzeniach, które niestety miły miejsce i nie wymażemy ich z kart naszej historii.
 Lwów - miasto, gdzie mieszkają Polacy, Żydzi i Ukraińcy. Żyją w jednym mieście, są dla siebie sąsiadami i  przyjaciółmi . Wszystko jednak do czasu, do czasu najpierw okupacji sowieckiej, a potem niemieckiej. Świat nie stanął w miejscu, wydarzenia potoczyły się tak lawinowo, że już nie wiadomo było komu można zaufać, kto nie doniesie najpierw do NKWD, a później na Gestapo. To był trudny i bolesny czas dla wszystkich, a już najbardziej dla ludności żydowskiej. Rebeka to młoda Żydówka, która kocha ciasta, ciasteczka, receptury pralinek i lodów. Krok po kroku dąży do realizacji swoich marzeń i gdy już jej się to udaje to jej pasmo sukcesów przerywa wojna. Wojna, która każe im opuścić rodzinny dom i zamieszkać w getcie, Wojna, która obdarła Rebekę i jej rodzinę z człowieczeństwa, a wreszcie wojna, która zmieniła ich życie o 180 stopni. Rebeka miała szczęście, że jej najbliższa przyjaciółka załatwiła jej pracę w niemieckiej jadłodajni. Takiej niemieckiej, że właściciel z Kapustki przemianował się na Kohla, ale był bardziej niemiecki niż rodowici Niemcy. Zatrudnił Rebekę pod warunkiem, że nie będzie wychylała się z kuchni i pokazywała jego gościom. Za pracę oprócz wymarzonego kwitu o przydatności dla III Rzeszy mogła zabierać raszki z pańskiego stołu. Początkowo wstydziła się, ale to zlewki pomogły przetrwać jej rodzinie najtrudniejsze chwile, chwile głodu i chociaż na chwilę zapełnić brzuchy braci, którzy dorastali i potrzebowali jedzenia. Czy Rebece i jej rodzinie uda się przetrwać to piekło na ziemi? Czy wszyscy wyjdą obronną ręką? Czy przeżyją? Na te pytania znajdziecie odpowiedź w Gorzkim smaku rosolisu Katarzyny Majewskiej-Ziemby. Przeczytałam właśnie na stronie Wydawnictwa Replika, że 15 lipca będzie miała premierę kolejna część Lwowskich opowieści, Zapach bajgli z makiem. Pozostaje mi się uzbroić w cierpliwość i czekać do lipca. Może to oczekiwanie nie będzie tak długie, bo mam w planach przeczytać poprzednie książki autorki.
Jestem zachwycona piórem Pani Katarzyny, a jej Lwowska opowieść skradła moje serce od pierwszej strony. To książka inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. To książka pisana emocjami, która na długo zapada w sercu czytelnika. To książka z bohaterami, których nie sposób nie pokochać chociaż nie brakuje tutaj i czarnych charakterów. Zachęcam gorąco wszystkich do sięgnięcia po Lwowską opowieść i jestem przekonana, że nie oderwiecie się od nich tak jak ja. Katarzyna Majewska - Ziemba wskakuje na podium moich ulubionych autorek i pokazuje, że warto czytać . Autorka sprawiła, że pokochałam książki jeszcze bardziej ( o ile jest to możliwe) i że warto zarwać wieczór, aby chłonąć każdą literkę jak gąbka wodę.


Moja ocena 10/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Replika