wtorek, 29 lipca 2025

Ewa Formella Muszelka dla Anny


 Data wydania: 29-07-2025

Wydawnictwo: Replika

Ilość stron: 304


39/2025

Wczoraj dostałam od Wydawnictwa Replika najnowszą książkę Ewy Formelli Muszelka dla Anny. Wieczorem postanowiłam tylko zajrzeć i zobaczyć co tym razem zaserwowała nam autorka  w kolejnej Szkatułce Wspomnień i nie wiedząc kiedy przeczytałam 130 stron. Zdrowy rozsądek kazał mi iść spać, ale dzisiaj przy popołudniowej kawie skończyłam najnowszą powieść autorki. Premiera Muszelki dla Anny ma miejsce dzisiaj i myślę, że zyska grono czytelników, bo jak zwykle jest wzruszająco, emocjonalnie, boleśnie i tak rodzinnie. Czytając książki Pani Ewy ma się wrażenie, że słucha się opowieści najbliższej osoby, która przeżyła koszmar tamtych dni. Moja Babcia, która nie żyje od wielu, wielu lat często wieczorami snuła mi opowieści z czasów wojny i czytając Muszelkę dla Anny miałam wrażenie, że cofnęłam się w czasie i znowu siedzę z Babcią przy kubku herbaty i słucham jej wspomnień. Dlatego każda książka Pani Ewy jest bliska mojemu sercu i sprawia, że znów jestem młodą dziewczyną spędzającą każde wolne dni u Babci.

Autorka znowu zabiera nas do mojego ukochanego Gdańska, gdzie poznajemy sędziwą Annę, która opowiada swojemu wnukowi i jego dziewczynie swoją historię, która sięga do II wojny światowej i do Wolnego Miasta Gdańska, które zostało przemianowane na Danzig. Anna, Antek i Thomas troje przyjaciół, których dzieli nie tylko narodowość, pochodzenie społeczne i status materialny, ale i wyznanie i przynależność społeczne. Łączy ich jednak coś co nie zna barier, łączy ich przyjaźń taka na śmierć i życie. Przyjaźń, dla której nie ma znaczenia czy to Żyd, Polak czy Niemiec. Przyjaźń, która ocali życie jednego z nich.  To dzięki Thomasowi Anna przeżyła wojnę, gdy ten nie zważając na to, że nasza bohaterka jest Żydówką ukrył ją w domu swojej ukochanej Babci. Ukrył to może za duże słowo, ba Anna miała podrobione papiery, które potwierdzały jej niemiecką tożsamość, a Perta Schubert traktowała ją jak własną wnuczkę. Wzuszająca była relacja starszej pani z Anną, pełna szacunku i wzajemnego zaufania. To pod dachem Petry Thomas, gdy tylko przyjeżdżał na przepustki spotykał się z Anną. Annie udaje się przeżyć koszmar wojny, a czy Antek i Thomas też będą mieli to szczęście? Sięgnijcie po Muszelkę dla Anny i przekonajcie się sami, bo to kawał dobrze napisanej historii, od której nie sposób się oderwać.

To przepiękne świadectwo przyjaźni, która nie zna ani granic ani barier. Historia Anny, Antka i Thomasa pokazuje, że zawsze i przede wszystkim powinien liczyć się człowiek. Choć ich młodość przypadła na czas wojny oni wiedzieli, że bez względu na okoliczności mogą na siebie liczyć i na sobie polegać. Niemiec, Polak i Żydówka udowodnili, że prawdziwa przyjaźń istnieje nawet w czasach, gdy nie miała prawa się zdarzyć. 
Lubię książki Pani Ewy za względu na zabiegi, które stosuje, bo w każdej z jej książek teraźniejszość miesza się z przeszłością. Wspomnienia zostają na zawsze, a im człowiek starszy tym chętniej i częściej wspomina tak jak Anna, bo wspomnienia zostają z nami na całe życie i to one nas kształtują i zostawiają ślad, który nigdy nie znika. Kolejna piękna historia opowiedziana przez autorkę, którą mogę polecić Wam z czystym sumieniem.


Moja ocena 8/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Replika

wtorek, 22 lipca 2025

Katarzyna Majewska -Ziemba Zapach bajgli z makiem


 Data wydania: 15-07-2025
Wydawnictwo: Replika
Ilość stron: 400
Cykl: Lwowska opowieść

38/2025

To już ostatnie spotkanie z bohaterami Lwowskiej opowieści i strasznie żałuję, że już nie spotkam Rebeki, Danki i Bronki. Zapach bajgli z makiem to cudowne zwieńczenie cyklu, przy którym wylałam morze łez. Szkoda, że autorka zaplanowała tylko trzy części, bo to jedna z tych książek, które można czytać bez końca. Zżyłam się niesamowicie z bohaterami, którzy są jedyni i niepowtarzalni, z charakterem, pełni determinacji i miłości do miejsc, w których się urodzili.
Wojna się skończyła i nasi bohaterowie zamiast wieść spokojne życie zmuszeni byli opuścić ukochany Lwów, opuścić uliczki, które znali od dziecka, groby najbliższych i smaki wśród których dorastali, bo nigdzie nie smakuje chleb tak jak w ojczyźnie. Cos sama na ten temat wiem, ba kręcę się między Polską, gdzie mam dom i rodzinę, a Niemcami, gdzie mam pracę. Jak wracam to pierwszą rzeczą jest kromka chleba z masłem taka nasza, pachnąca i chrupiąca.
Jak pamiętacie Reba jest Żydówką i dzięki determinacji Michała udało jej się przeżyć wojnę. Schowana przed oczami okupanta, zaszczuta jak zwierzę, siedząca w swojej kryjówce dnie i noce, ale dała radę. Jej wola przeżycia była silniejsza i wydawać by się mogło, że po ukończeniu wojny będzie mogła żyć pełną piersią, Nic bardziej mylnego, bo Lwów przestał być polski i na każdym kroku czekały represje. To i macki SB, które sięgały każdego spowodowały, że Reba i jej najbliżsi przenoszą się do Krakowa. Próbują związać koniec z końcem, ale powojenne życie nie jest usłane różami. Po długich dysputach i dyskusjach postanawiają przez zieloną granicę dostać się na Zachód. Czy wszystkim uda się przedrzeć i ułożyć sobie życie na nowo? Czy dadzą radę i jak potoczą się ich losy tego dowiecie się sięgając po Zapach bajgli z makiem Katarzyny Majewskiej - Ziemby.
Wiecie, że kocham sagi, a Lwowska opowieść zaspokoiła mój czytelniczy głód w 100 %. Chociaż nie ukrywam, że przykro mi się robi na myśl, że to już koniec. Katarzyna Majewska - Ziemba sprawiła, że zapomniałam o całym bożym świecie. Gary, pranie i sprzątanie poszły w odstawkę, bo ważniejsza byłą Reba i jej determinacja i siła. W trzech tomach mamy całą plejadę bohaterów, ale nie są oni przypadkowi, bo każdy wnosi coś do książki. Nawet czarny charakter okazał się nie być takim złymi pomógł na tyle na ile mógł. Autorka pisze tak plastycznie, że od samego początku wciąga nas w wir wydarzeń. Spacerujemy uliczkami Lwowa, trafiamy do getta i czujemy głód i strach jego mieszkańców, ukrywamy się raze z Rebą po to, aby za jakiś czas wylądować w bogatej Szwajcarii.
W cały cyklu znalazłam wszystko to za co kocham książki: śmiech, łzy, ból, strach i miłość. Autorka nie boi się prawdy historycznej i nazywa rzeczy po imieniu. Jestem pełna podziwu dla ogromu pracy, który włożyła Pani Katarzyna w napisanie Lwowskiej opowieści. Zazdroszczę wszystkim tym, którzy lekturę mają przed sobą, bo to kawał dobrej literatury. Już po pierwszej części widziałam, że autorka ma we mnie wierną czytelniczkę, a teraz jeszcze utwierdziłam się w tym przekonaniu. Będę śledzić zapowiedzi wydawnicze i wypatrywać nazwiska Katarzyny Majewskiej - Ziemby, bo wiem, że mogę liczyć na dobrą lekturę.


Moja ocena 10/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Replika

czwartek, 17 lipca 2025

Sylwia Kubik Córka księdza


 Data wydania: 18-06-2025
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 320


37/2025

Sylwia Kubik stworzyła kolejną powieść, która jest gotowym scenariuszem filmowym. Autorka ma niesamowity dar snucia opowieści w ten sposób, że wciąga nas w środek wydarzeń, żongluje emocjami i pozostaje z nami na długo. Czytanie tej książki boli, bolą nawet cebulki włosów, a pięści same zaciskają się chcąc kogoś zabić. Kogo? Jeśli czytaliście Córkę księdza ta znacie odpowiedź na to pytanie, a jeśli nie to koniecznie przeczytajcie. Jestem ciekawa czy będziecie mieć podobne odruchy jak ja.
Jedna historia i dwie opowieści, które łamią serce na drobne kawałki. Historia Zosi i Matyldy. W latach sześćdziesiątych poznajemy Zofię, która marzyła o tym, aby się uczyć, marzyła o miłości i spokojnym życiu. Los nie był dla niej jednak łaskawy. Okoliczności sprawiły, że wraz z matką i młodszą siostrą dostały pracę w PGR-ach. Pracę, która była nie tylko ciężka fizycznie, ale i śmierdząca. Z pokorą znosiła zaczepki, pracowała ponad siły, a po pracy, gdy dodatkowo wykonała prace zlecone jej przez matkę w domu, uciekała nad rzekę, Tam marzyła i wyobrażała sobie przyszłe życie. Gdy na jej drodze stanął Krzysztof przystojny, elegancki i elokwentny wydawało jej się, że wygrała los na loterii. Zakochała się i oczami wyobraźni widziała siebie u jego boku. Krzysztof niewiele mówił o sobie, była pełen tajemnic i na spotkania przychodził tylko w tygodniu. Gdy okazało się, że nasza bohaterka jest w ciąży wyznał jej bolesną prawdę, że jest księdzem. Świat Zofii runął w posadach, a gdy jeszcze do tego dodamy jej matkę, gdy dowiedziała się o ciąży, mentalność środowiska, w którym się znalazły to możecie sobie tylko wyobrazić co musiała znieść ta biedna dziewczyna, a jak się potem okazało był to przedsionek piekła.
Opowieść Matyldy, którą ta snuje przy łożu Zofii rozszarpała mnie na drobne kawałki. Oddana do sierocińca prowadzonego przez zakonnice zniosła tyle ile niejeden dorosły nie doświadczy w swoim życiu. Poniżana, popychana, zmuszana do harówki od rana do nocy, głodna i zastraszona. Tak wyglądało jej dzieciństwo. wiadomo, że żaden dom dziecka nie zastąpi domu rodzinnego, ale ten prowadzony przez osoby, które swoje życie powierzyły Bogu w moim wyobrażeniu powinien być inny. Zakonnice swoje frustracje wyładowywały na dzieciach, których jedyną winą był fakt, że rodzice pozbyli się ich jak niepotrzebnych mebli. Zamiast miłości i opieki znalazły zimno, głód i biedę. To niewyobrażalny dramat dzieci, które znalazły się pod opieką osób, które zupełnie się do tego nie nadawały. Co z tego, że zakonnice modliły się z dziesięć raz dziennie, co z tego, że stroiły ołtarze i uczestniczyły w mszach jak były zupełnie pozbawione człowieczeństwa. Nie uważam, że wszystkie zakonnice są złe, bo są i takie, które z radością służą nie tylko Bogu, ale i ludziom. Te w sierocińcu, do którego trafiła Matylda to wyjątkowo wybrakowane egzemplarze i chociaż czasy były inne to nie znajduję usprawiedliwienia dla ich postępowania.
Ta książka pozostawiła w mojej głowie mnóstwo pytań. Czy celibat powinien zostać zniesiony? Czy matka dla dobra swojego dziecka powinna je oddać do sierocińca czy może powinna znaleźć inne rozwiązanie? Milion pytań i z pewnością co czytelnik to inna odpowiedź. Początkowo nie byłam w stanie zrozumieć postępowania Zofii i potępiałam ją, ale w miarę wczytywania się w jej opowieść zaczynałam jej współczuć i było mi jej tak zwyczajnie po ludzku żal.
Autorka po raz kolejny udowadnia, że nie boi się trudnych tematów, jej dojrzałe pióro sprawia, że od książek Sylwii Kubik nie sposób się oderwać i podejrzewam, że gdyby napisała ulotkę do leków to nie byłaby pozbawiona ona emocji.
Poleca z całego serca!

Moja ocena 10/10

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Filia

niedziela, 13 lipca 2025

Ewa Lange Czarne orchidee


 Data wydania:18-06-2025

Wydawnictwo: Książnica

Ilość stron: 382


36/2025


Książki z Wydawnictwa Książnica mogę brać w ciemno do recenzji, bo wiem, że w wydawnictwie mają jakiś szósty zmysł i wydają same perełki, od których nie sposób się oderwać, są wartościowe i na długo zostają w naszej pamięci. Ewa Lange to nowe nazwisko na naszym rodzimym podwórku literatury, ale proponuję je sobie zapisać wielkimi literami, bo z pewnością jeszcze niejednokrotnie usłyszymy o autorce. Powiem tak, ze aż się boję jak ludzie debiutują z takim przytupem to aż strach się bać. Rety co to był za debiut, dopracowany w każdym calu, dopieszczony i opowiadający tak niesamowitą historię, że momentami sprawdzałam w internecie czy to aby na pewno pierwsza książka autorki. Chylę czoła  i jestem niesamowicie dumna z tego, że mam możliwość czytać i recenzować takie książki, które zabierają mnie w niezapomnianą podróż. Ewa Lange udowadnia, że czytanie naszych rodzimych autorek ma sens i że można już pierwszą książką podbić miliony czytelniczych serc. Ja osobiście już dodaję nazwisko Pani Ewy do grona ulubionych autorek i z ogromną niecierpliwością czekam na kolejne tytuły, które wyjdą spod jej pióra. Ta książka to prawdziwa perełka, tu zgadza się ze sobą każde zdanie, a czytelnik jest porwany w sam  środek wydarzeń. Jestem oczarowana i zakochana w tej książce i powiem Wam, że wyczytałam w posłowiu, że szykują się Białe magnolie. Nie mogę się już doczekać i będę sprawdzała zapowiedzi wydawnicze.

Autorka w swojej debiutanckiej powieści przedstawia nam kilka ram czasowych, a jak wiecie ja kocham w książkach jak przeszłość miesza się z teraźniejszością i jedno wpływa na drugie. Mamy rok 1945, na Ziemiach Odzyskanych Maria jest świadkiem brutalnych wysiedleń niemieckiej ludności. W imię zemsty i wyrządzonych przez Niemców krzywd w czasie okupacji nasi rodacy nie mają litości. Maria Wilczkiewicz to młoda dziewczyna, która dorasta w tych trudnych czasach, chce kochać i być kochaną. Jej ukochany jest Niemcem. Czy młodzi będą razem? Czy uda związek Polki i Niemca ma szansę na żyli długo i szczęśliwie? 

Wiele lat później córka Marii, Anna Sobota podczas porządków w rodzinnym domu odkrywa tajemnice, w których cały czas przewija się czarna orchidea. Ten delikaty i niespotykany kwiat został przejęty przez organizację, która szarzy nienawiść. Jaki związek ma czarna orchidea z matką Anny? Kto posługiwał się tym symbolem? Tego dowiecie się sięgając po debiutancką powieść Ewy Lange Czarne orchidee.

Nie będę Wam zdradzać zbyt wielu szczegółów z książki, bo to lektura obowiązkowa dla każdego od lat 16 do100. Lektura, która pokazuje jak cienka jest granica między miłością a nienawiścią, lektura ukazująca skomplikowane relacje pomiędzy rodzicami a dziećmi. To książka pisana emocjami i nie zabrakło momentów, że łza zakręciła mi się w oku. REWELACYJNA i zachwycająca, z genialnie wykreowanymi bohaterami wśród których nie zabrakło i czarnych charakterów. Ja dostałam w tej książce wszystko to co kocham i polecam Wam ją z całego serca.

Moja ocena 10/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Książnica

sobota, 12 lipca 2025

Mirosława Kubiak Z głową w chmurach


 Data wydania: 04-06-2025
Wydawnictwo: Filia 
Ilość stron: 320

35/2025


Jak ja się cieszę, że dzięki uprzejmości Wydawnictwa Filia miałam okazję sięgnąć po najnowszą książkę Mirosławy Kubiak Z głową w chmurach, bo to wyjątkowo dobra obyczajówka, która wchodzi pod skórę i zostaje z nami na długo. Nie da się o niej zapomnieć po skończeniu książki, bo Mirosława Kubik stworzyła książkę dla kobiet w każdym wieku, którą nie tylko czyta się błyskawicznie, ale niesie ze sobą przesłanie, że zawsze należy iść do przodu, nie oglądać się w przeszłość i nie rozpamiętywać. To co było zostawić daleko za sobą, bo przeszłości nie da się zmienić i trzeba iść przez życie z wysoko podniesioną głową, a to co najważniejsze przyjdzie samo i to w momencie, w którym najmniej się spodziewamy.
Autorka zabrała mnie do malowniczych Jezioran, małej i sielskiej wsi, gdzie poznajemy Teresę. Teresa jest weterynarką, która kocha swoją pracę i pochyla się nawet nad najbardziej zaniedbanymi czworonogami. Kocha zwierzęta i to im poświęca większość swojego czasu. Teresa jest silna i niezależna. Jest po rozwodzie i wychowuje nastoletniego syna. Mota się lekko pomiędzy chęcią pójścia do przodu , a powrotem do przeszłości tym bardziej, że pod bokiem ma byłego męża i jego rodziców. Ten były mąż Teresy od pierwszej strony irytował mnie jak mało kto. I tak trwałam w niechęci do niego do ostatniej strony, bo to mały chłopiec w ciele dorosłego mężczyzny, który nie tylko zmienia kobiety jak rękawiczki to jeszcze sam nie wie czego chce. Duży facet z przerośniętym ego dla którego nie ma w życiu żadnych wartości, a jeszcze dopadł go kryzys wieku średniego. Jak ta Teresa mogła związać się z takim człowiekiem? Na szczęście we wsi pojawia się Roman i tutaj historia nabiera rumieńców. Dlaczego? A tego już dowiecie się sięgając po najnowszą książkę Mirosławy Kubiak Z głową chmurach.
Powiecie, że książek o zaczynaniu od nowa są tysiące. Że książek dziejących się na sielskiej wsi są miliony. Owszem zgadza się, ale czy nie jest przyjemnie usiąść w fotelu w kubkiem gorącej herbaty i zagłębić się w lekturze, która nas otuli jak ciepły koc. Tym bardziej, że lipcowa pogoda w tym roku sprzyja czytaniu, bo jest tak fajnie jesiennie. To idealna lektura na wieczór. To genialna książka o czułości dla samej siebie, o ryzyku, które warto podjąć po to, by nie ominęło nas w życiu coś ważnego. To książka pełna pozytywnych bohaterów. To książka o miłości tej dojrzałej i tej nastoletniej. Mnie Mirosław Kubiak kupiła od pierwszego rozdziału i z przyjemnością sięgnę po inne tytuły autorki.

Moja ocena 7/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Filia

wtorek, 1 lipca 2025

Aldona Żółtowska Halszka. Na brzegu rzeki


 Data wydania: 11-06-2025
Wydawnictwo: Axis Mundi
Ilość stron: 284

34/2025


Wpadł w moje ręce debiut, a wiecie doskonale, że ja osobiście jestem ich wielbicielką. Lubię sięgać po kolejne książki debiutujących autorów i obserwować jak rozwija się ich warsztat, jak rozwija się ich kariera pisarska i czy udaje im się przebić na rynku wydawniczym, bo sami chyba widzicie, że parafrazując znaną piosenkę "pisać każdy może trochę lepiej lub trochę gorzej". Jak poradziła sobie Aldona Żółtowska ? Moim zdaniem całkiem nieźle. Chociaż początkowo przyznaję się, że pierwsza część mnie niesamowicie irytowała, ale potem było już tylko lepiej. Pewnie nie sięgnęłabym po Halszkę, ale wiecie doskonale, że ja jestem sroka okładkowa, a ta okładka jest niezwykle klimatyczna i jakaś taka nostalgiczna. No i to zdanie na okładce: tajemnica sprzed lat splata losy matki i syna. Ja kocham sagi i powieści wielotomowe chociaż denerwuje mnie czekanie na kontynuację. Teraz czekam na drugą część Halszki, bo pomimo początkowych zgrzytów książka jest dobrze napisana, wszystko tutaj się zazębia i historia splata się niczym nici w makatce.  Autorka zaskoczyła mnie nie tylko sprawnie napisaną historią, ale i głębią psychologiczną.
Całą historia składa się z dwóch części. W pierwszej, która toczy się w roku 1926 i opowiada o losach Chai Madejskiej i drugiej z lat powojennych opowiadającej o Maksymilianie, synu Chai. I właśnie ten początek z Chają nie zagrał mi zupełnie. Poznajemy dziewczynę, która spędza noc z nieznajomym mężczyzną i okazuje się, że zachodzi w ciążę. i chociaż jest ambitną i pracowitą dziewczyną to zwraca się do niego o pomoc w kłopocie. Mężczyzna okazuje się być samotnym fabrykantem, który nie wyrzeka się swojego postępku. I tutaj właśnie zaczynają się schody, bo lekko irytowało mnie w tej części zachowanie bohaterów, coś między nami nie zagrało, ale to tylko moje subiektywne zdanie i wcale nie przeszkadza w odbiorze książki jako całości. Autorka świetnie oddała nie tylko tło historyczne, ale i zadbała o każdy szczegół garderoby, a moda tamtejsza znacznie różniła się od tej dzisiejszej.
Maksymilian podejmuje pracę jako nauczyciel w niewielkiej miejscowości Wiktorów. A że chłopak postanowił pojawić się wcześniej to interesuje się okolicznymi miejscowościami i ludźmi, z którymi przyjdzie z pewnością spędzić mu jakiś czas.  To właśnie podczas swoich wędrówek natrafia na ślad tajemniczej Halszki. To właśnie historia tajemniczej  Halszki splata przeszłość i teraźniejszość, odkrywa głęboko skrywane rodzinne tajemnice i dramaty. Co wspólnego ma Maksymilian z Halszką ? Sięgnijcie po książkę Aldony Żółtowskiej i przekonajcie się sami.
Debiut autorki uważam za udany, a ona sama kupiła mnie niezwykłą wrażliwością, którą jest widoczna na kartach powieści. Kupiła mnie również doskonałym przygotowaniem do napisania książki, tłem historycznym tym  Łodzi fabrykantów jak i tym powojennym, gdy bieda i niepewność konkurowały z podziałami klasowymi. Tutaj akcja toczy się nieśpiesznie, nie ma tutaj zrywów akcji ale jest refleksyjnie z dużym naciskiem na podłoże psychologiczne bohaterów. To książka o przetrwaniu i  poszukiwaniu własnej tożsamości, o rodzinie i dziedzictwie przekazywanym z pokolenia na pokolenie.
To udany debiut i z pewnością sięgnę po kolejny tom, bo jestem niezmiernie ciekawa jak potoczą się losy jej bohaterów.
Polecam Wam gorąco.

Moja ocena 8/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Axis Mundi