Strony

wtorek, 29 kwietnia 2025

Carla Montero Księżycowa winnica


 Data wydania: 22-04-2025
Wydawnictwo: Rebis
Ilość stron: 528
Tłumaczenie: Wojciech Charchalis

21/2025

Kwiecień obfituje w lektury, które skradły moje serce od pierwszej strony. Jak tylko zobaczyłam w nowościach wydawniczych opis Księżycowej winnicy Carli Montero wiedziałam, że koniecznie muszę ją przeczytać. O autorce słyszałam, ale jeszcze nie miałam okazji czytać jej książek. Po Księżycowej winnicy moja lista książek do przeczytania oczywiście wzbogaci się o nowe pozycje. Już nawet nie próbuję jej ogarnąć, bo przeczytam jedną książkę, pięć dopisuję i w między czasie wychodzi dwadzieścia nowości, które naturalnie muszę przeczytać. Życie książkoholika nie jest niestety usłane różami. Na szczęście udało mi się zażegnać kryzys czytelniczy i czytam może nie na akord, ale systematycznie i każdego dnia.
Wóćmy jednak do Księżycowej winnicy Montero, którą autorka osadziła w czasie II wojny światowej we Francji. Poznajemy Aldarę, uciekinierkę z Hiszpanii, która poślubia Octave`a, dziedzica posiadłości. Młodzi poznali się przypadkiem i zakochali się od pierwszego wejrzenia. markiz Montauban nie jest zachwycony ani decyzją syna, ani synową, która zamieszkała z nimi pod jednym dachem. Stosunki panujące między synową a teściem można określić początkowo jako poprawne. Nadchodzi wrzesień 1939 roku i mąż naszej bohaterki po upadku Francji trafia do niewoli. Aldara zostaje wystawiona na ciężką próbę: osamotniona w ogromnym domu, w ciąży, tęskniąca za mężem i z teściem rządzącym twardą ręką. A gdy do posiadłości wraca Romain, młodszy brat Octave`a sytuacja wydaje się być jeszcze bardziej skomplikowana. To tylko pozory, bo w Winnicy pojawią się jeszcze niemiecki porucznik i angielski lotnik. Jak to możliwe, że mężczyźni znajdą się pod jednym dachem? I jak w tej sytuacji poradzi sobie Aldara? Tego wszystkiego dowiecie się się sięgając po najnowszą książkę Carli Montero Księżycowa winnica.
To napisana w mistrzowski sposób powieść pełna tajemnic, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego i dylematów moralnych. Tutaj miłość przeplata się z poświęceniem, lojalność ze zdradą, a przeszłość z teraźniejszością. Książkę czyta się nie tylko jednym tchem, ale i odczuwa się niedosyt, z przerażeniem patrzy na ubywające strony, gdy sytuacja coraz bardziej się komplikuje. Polubiłam się z Aldarą, która okazała się być silną i zdeterminowaną kobietą, która udowodniła, że chcieć to znaczy móc. To na jej wątłych barkach spoczął los winnicy i pracowników, to ona okazała się być wsparciem dla teścia, który początkowo nie darzył jej sympatią i to ona pod jednym dachem, gdzie przebywali Niemieccy oficerowie ukrywała angielskiego lotnika.
To niezwykle emocjonalna książka, pełna tajemnic rodzinnych. Nie zabrakło tutaj i miłości, ale zakończenie jakie zaserwowała mi autorka zaskoczyło mnie. Czy się go spodziewałam? Nie, ale to tylko działa na plus. Montero udowadnia, że chociaż o II wojnie światowej powstało tysiące książek to można napisać kolejną, która każdym zdaniem czaruje czytelnika i pokazuje życie zwyczajnych ludzi, którym przyszło żyć w tamtym czasie.
Polecam Wam gorąco Księżycową winnicę Carli Montero i gwarantuję, że nie będziecie żałować czasu spędzonego z tą pasjonującą lekturą.


Moja ocena 10/10


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Rebis ( Dom Wydawniczy Rebis)

czwartek, 24 kwietnia 2025

Monika Raspen Czartoryska. Historia o marzycielce


 Data wydania: 29-05-2024
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron: 512
Cykl: Czartoryska

20/2025

Po rewelacyjnej książce Moniki Raspen Babel. Pocałunek śmierci wiedziałam, że musze poznać inne tytuły autorki. Kupiłam sobie Czartoryską. Opowieść o marzycielce i powiem Wam, że przepadłam. Ja, która nie miałam nigdy odwagi sięgać po książki historyczne zakochałam się w każdym słowie i delektowałam się każdym zdaniem i z żalem patrzyłam jak ubywa mi stron. W pewnym momencie odłożyłam książkę na bok, bo żal było mi ją skończyć. Autorka tak przedstawiła życie Izabeli Czartoryskiej, że czytała się jak najlepszą powieść obyczajową, miecza i szpady, historyczną, ale i doskonałą psychologię. Widać, że autorka włożyła ogrom pracy w napisanie tej książki. Praca to jedno, ale Pani Monika ma niesamowity dar snucia opowieści, a czytelnik ma wrażenie, że jest w środku wydarzeń.
Kiedyś na lekcjach historii słyszałam o Izabeli Czartoryskiej, ale jakoś nigdy nie zagłębiałam się w jej życiorys. Po lekturze książki Moniki Raspen jest mi jej po prostu i tak po ludzku żal. Izabela Czartoryska z domu Flemming nie miała łatwego życia chociaż zdawać by się mogło, że ma wszystko pozycję, majątek . Dziewczyna nie znała swojej matki, gdyż ta zmarła krótko po jej urodzeniu. Wychowywała się pod surowym okiem babki Eleonory Czartoryskiej  w wieku 16 lat została wydana za swojego wuja Adama Czartoryskiego. Oszpecona przez przebytą ospę, wystraszona i niepewna tego co czeka ją w małżeństwie. Adam Czartoryski choć człowiek światły i wykształcony nie był idealnym mężem dla młodej dziewczyny, która dopiero uczyła się życia. Jej konflikt z siostrą męża Elżbietą Lubomirską mógłby być odrębną książką.  Polityka oświecenia, w której żyła Czartoryska niewiele różniła się od tej współczesnej: układy, knowania  i interesy. Nie jest to Wam znane współcześnie?  Wepchnięta przez męża w ręce kochanka, osamotniona i opłakująca swoje przedwcześnie zmarłe dzieci . Czartoryska popadała w melancholię. Szukała ciągle pocieszenia, chciała się czuć wartościową kobietą, chciała kochać i być kochaną. Po lekturze książki Moniki Raspen nie tylko współczułam młodziutkiej Izabeli, ale i towarzyszyłam w jej przemianie z brzydkiego kaczątka w prawdziwą salonową lwicę, piękną jak na ówczesne kanony piękna, oczytaną i inteligentną. Izabela na dobrą sprawę przewyższała swojego męża we wszystkim. Jedyną jej wadą było to, że urodziła się kobietą. Kto wie czy gdyby nie przyszła na świat jako mężczyzna nie byłaby władcą Polski? Izabela wikłała się w liczne romanse z których rodziły się dzieci uznawane przez Czartoryskiego, bo przecież co by ludzie powiedzieli, gdyby wyszło to na jaw i jakby to wpłynęło na losy familii Czartoryskich. Izabela była dobrą i wrażliwą kobietą, życzliwą i uwielbianą przez innych. Jeśli nie znacie Izabeli Czartoryskiej to koniecznie sięgnijcie po książkę Moniki Raspen Czartoryska. Historia o marzycielce, bo to nie tylko genialnie napisana książka, ale i kopalnia wiedzy. Z książki dowiedziałam się o rzeczach, o których wcześniej nie miałam pojęcia, a jak wiecie ja lubię jak uczę się czegoś nowego.
Jestem pełna podziwu dla autorki, która stworzyła książkę, od której nie sposób się oderwać. Historię, w której gdyby zmienić fakty historyczne mogłaby się i toczyć współcześnie. Już się nie mogę doczekać kiedy sięgnę po kolejną część Czartoryskiej, ale póki co zabieram się za Wnuczkę Faberge, bo i tę książkę mam w swoich zbiorach dzięki uprzejmości Moniki Raspen. Mało, że ma książkę to i przepięknie skreślone parę zdań tylko dla mnie.
Zaczęłam poznawać twórczość Moniki Raspen od Babel. Pocałunek śmierci teraz przeczytałam Czartoryską, ale już po pierwszej książce przeze mnie przeczytanej wiedziałam, że to będzie jedna z moich ulubionych autorek i każdy kolejny tytuł biorę w ciemno. 
A Wy znacie już twórczość Moniki Raspen? Jeśli nie to nadróbcie to koniecznie, bo są autorzy i Autorzy. Do grona tych drugich z całą świadomością można dodać Monikę Raspen.

Moja ocena 10/10

wtorek, 15 kwietnia 2025

Sylwia Kubik Nowe nadzieje


 Data wydania: 26-03-2025
Wydawnictwo: Flow
Ilość stron; 336
Cykl: Osadnicy na Żuławach


19/2025

Przez mój ubiegłoroczny zastój czytelniczy i alergię na literki już chyba nigdy nie wyjdę na prostą z książkami, które chcę przeczytać. Sylwia Kubik należy do grona moich ulubionych pisarek i z książek, które autorka wydała w ubiegłym roku przeczytałam okrągłe zero, więc nie ma co ukrywać, ale trochę mam do nadrobienia i mam nadzieję, że w tym roku to mi się uda. W tym roku Sylwia Kubik wydała Osadników na Żuławach i po fenomenalnej pierwszej części Dziki Zachód przyszła pora na Nowe nadzieje. O rety jak ja kocham takie książki. Żałowałam ogromnie, że ubywa mi kartek, a że starym zwyczajem czytam po kilka książek jednocześnie to miałam to szczęście, że Nowe nadzieje czytałam przez parę dni. Korzystając z okazji mam prośbę, a zarazem apel do autorki czy byłaby tak miłą i stworzyła książkę, której narratorem byłby dom podcieniowy. Już widzę oczami wyobraźni jego opowieści o właścicielach, ich życiu, pracy i przemijaniu. O pokoleniach, która zamieszkiwały pod jego dachem i o jego przywiązaniu dla właścicieli. Byłaby to gratka nie tylko dla miłośników literatury, ale i historii, bo przecież nikt inny tak jak dom nie jest świadkiem zawirowań historii.
Po ucieczce z Ukrainy mieszkańcy próbują zacząć żyć i z miejscem, które osiedlili wiążą Nowe nadzieje. Nadzieje na lepszy los, na spokojne i dostatnie życie, na miłość i spokój. Czy tak potoczyły się losy Osadników na Żuławach? Obiecane mieli krainę miodem i mlekiem płynącą, ale przyszło im zmagać się z wiatrem, głodem i plagą myszy, które wciskały się dosłownie wszędzie. Otoczenie pozbawione lasów, do których byli przyzwyczajeni nie zapewniało im dostatecznej ilości drewna, którymi mogliby ogrzać swoje domy. Szabrownicy, którzy przychodzili jak po swoje i żołnierze bratniej Armii Czerwonej, którzy brali wszystko jak swoje. Niełatwe były ich początki, ale świat wydawał się inny. Czy lepszy? Nie wiem, ale ludzie potrafili się dzielić tym co mieli z biedniejszymi od siebie, potrafili być uważnym na drugiego człowieka, ale przede wszystkim potrafili ze sobą rozmawiać. Trudne to były początki, ale ludzie cechowali się niezwykłym hartem ducha, walecznością i chęcią życia w normalnym świecie bez wojen, banderowców i przelewu krwi.  Żyli, umierali i zakładali rodziny. Kłócili się i walczyli o przetrwanie. Kochali i nienawidzili. 
Sylwia Kubik zabrała mnie w kolejną literacką podróż, którą pokochałam całym sercem. Autorka pisze tak, że zabiera czytelnika w sam środek wydarzeń i mam nadzieję, że jeszcze dane mi będzie spotkać się z bohaterami Osadników na Żuławach i będę po raz kolejny towarzyszyła im w codzienności. Świetnie napisana książka, która na długo zapada w pamięci i sprawia, że na nasze życie tui teraz patrzymy inaczej.  Sylwia Kubik to autorka, której książki należy znać. Gratuluję nie tylko świetnie napisanej książki, ale i podziwiam ogrom pracy, którą w nią włożyła. Ja takie historie kocham, a że potrzebuję więcej to sięgnęłam po Odyseję żuławską i czuję, że to będzie kolejna niezapomniana podróż.
Jeśli jeszcze nie mieliście okazji czytać Osadników na Żuławach to nadróbcie to koniecznie, a ja Wam gwarantuję, że nie będziecie żałować, bo to nie tylko piękna i wartościowa literatura, ale i kawał historii, o której nie możemy zapominać.

Moja ocena 10/10

środa, 9 kwietnia 2025

Monika Raspen Babel. Pocałunek śmierci


 Data wydania: 19-02-2025
Wydawnictwo: Muza 
Ilość stron: 448

18/2025


Właśnie skończyłam Babel. Pocałunek śmierci Moniki Raspen i przyznaję, że zbieram jeszcze szczękę z podłogi, bo już od pierwszej strony dałam się porwać w wir wydarzeń i Warszawy lat dwudziestych. Nie ukrywam również, że mam ochotę udusić Panią Monikę gołymi rękami, bo okazało się, że to pierwsza część, a ja potrzebuję na już dalszego ciągu. To moje pierwsze spotkanie z autorką, ale zapewniam Was, że nie ostatnie, bo na półce czeka papier Wnuczka Faberge i po skończeniu recenzji lecę kupić ebooka Czartoryska. Historia o marzycielce. Jak ktoś pisze książki w ten sposób to zasługuje na to, żeby poznać wszystkie tytuły jakie pojawiły się na rynku. Nie ma co odkładać, bo pokochałam pióro autorki całym sercem za emocje, tempo powieści i przede wszystkim za genialnie wykreowanych bohaterów. Rety jaka to była rewelacyjna książka, że jeśli jeszcze nie mieliście okazji jej czytać to nadróbcie to koniecznie.
Babel. Pocałunek śmierci to powieść obyczajowa  z historią w tle, ale z historią autentyczną, z bohaterami, którzy na trwałe wpisali się w karty historii. Stanisława Paleolog stworzyła w Warszawie Policję Kobiecą i na jej czele stanęła. Poznajemy ją ( jak można się domyślać) w roku 1968 , gdy leży ciężkochora w jednym z angielskich szpitali.  To dzięki niej przenosimy się do międzywojennej Warszawy, która tętni życiem i w której ścierają się różne nacje. Warszawa to nie tylko europejska stolica, ale i miasto przestępców i miejsce, gdzie werbowane są dziewczyny do domów publicznych na całym świecie. Na czele tego procederu stoi Max Korn, który bez skrupułów i bez mrugnięcia okiem wykorzystuje sytuację ekonomiczną tych najbiedniejszych. To on i jego poddani z nizin społecznych wyszukują najbardziej urodziwe dziewczęta i pod pozorem lepszego życia i poprawy sytuacji rodziny sprzedaje je do domów publicznych. To właśnie w celu ukrócenia tego haniebnego procederu zostaje powołana Polska Policja Kobieca z Stanisławą Paleoleg na czele.  Trzeba było spełnić szereg wymogów, aby móc wstąpić w jej szeregi. Wzrost, wykształcenie i predyspozycje to tylko niektóre z czynników, które były brane pod uwagę, gdy przyjmowano przyszłe policjantki. Monika Raspen skupiła się na pięciu z nich. Poznajemy Ninę wywodzącą się z nizin, która swoim uporem w zdobyciu matury udowodniła, że nic nie jest jej straszne. Posiadała ona również dar jasnowidzenia, który na ostatnich stronach wywołał u mnie gęsią skórkę. Dlaczego?? Przekonajcie się i poznajcie kolejne dziewczęta, a mianowicie: Magdę - pilotkę samolotów i szyfrantkę, Adę - znaną chemiczkę, Różę - córkę zubożałego arystokraty i  Tatianę - uciekinierkę z Rosji, gdzie w czasie rewolucji została wymordowana cała jej rodzina, a ona wraz z babcią przeniosły się do Warszawy ukrywają się pod fałszywym nazwiskiem. Pięć kobiet z różnych środowisk i o różnych charakterach, ale mające wspólny cel. Czy uda im się go zrealizować? Sięgnijcie po Babel.Pocałunek śmierci i dajcie się porwać w wir wydarzeń Warszawy lat dwudziestych.
Jestem oczarowana i zachwycona piórem Moniki Raspen, nie ukrywam też swojego rozczarowania zakończeniem, które nie tylko wbiło mnie w fotel, ale i spowodowało ból głowy, gdy przeczytałam koniec tomu I. Dlaczego?? I dlaczego w takim momencie. Już przejrzałam wszystkie możliwe strony poświęcone książką i nie widzę zapowiedzi kolejnej części.
To wielowątkowa powieść, która z pewnością Was zachwyci i polecam Wam ją z całego serca.


Moja ocena 10/10

środa, 2 kwietnia 2025

Lucinda Riley Dom orchidei


 Data wydania 1 wyd. polskiego: 18-04-2012
Wydawnictwo: Albatros
Ilość stron: 528

17/2025


Od pierwszego wydania Domu orchidei Lucindy Riley minęło 13 lat, prawie cztery lata nie ma już autorki z nami, a ja dopiero poznaję jej twórczość. Po genialnej Dziewczynie z wrzosowisk, którą kupiłam z przepiękną okładką z barwionymi brzegami postanowiłam przeczytać chociaż jedną książkę miesięcznie Lucindy Riley. Mój wybór padła na Dom orchidei, który był debiutem autorki. I już wcale się nie dziwię popularności Pani Lucindy, bo jak ludzie debiutują w ten sposób to wiadomo, że później może być tylko lepiej. Ta książka ma w sobie wszystko to za co kocham powieści: świetnie poprowadzoną akcję, super wykreowanych bohaterów, niepowtarzalny klimat i łzy, które pojawiały się nie wiadomo skąd. Nawet nie zliczę ile razy się wzruszyłam podczas lektury, ale ja lubię jak książki wywołują u mnie takie emocje.
Julia Forrester to znana pianistka, która miała wszystko: talent, sławę, dom, rodzinę i synka, który był całym jej światem. Los sprawił, że w jednej chwili straciła wszystko, a fortepian kojarzył jej się ze łzami i bólem. To właśnie po jednym z koncertów dowiedziała się, że w wypadku samochodowym zginęli jej mąż i ukochany synek. Załamana, połamana i pełna bólu zaszywa się w małej chatce w angielskiej wsi nieopadal miejsca, w którym dorastała, majestatycznej rezydencji Wharton Park. Julia żyje, ale jej życie to jedna wielka wegetacja, nie umie się pogodzić ze śmiercią najbliższych. Wszyscy starają się je pomóc w tych trudnych chwilach, ale ona nie potrzebuje nikogo wystarczają jej wspomnienia. Przypadek sprawia, że wraz z siostrą poszukując prezentu dla ojca trafia na wyprzedaż w Wharton Park. Z majestatycznej rezydencji pozostała ruina, która domaga się remontu w każdym możliwym miejscu. To tutaj obecny właściciel odnajduje dziennik dziadka Julii z czasów II wojny światowej. I tutaj zaczyna się magiczna i nieprzewidywalna podróż do przeszłości, do czasów pierwszej i tak naprawdę jedynej miłości dziadka naszej bohaterki. To również ten dziennik, a także obecny właściciel Whatron Park, Kit Crawford sprawiają, że Julia zaczyna czuć, zaczyna żyć i zaczyna na nowo z pewną nieśmiałością spoglądać w przyszłość. Czy naszej bohaterce uda się rozliczyć z przeszłością? Jak potoczą się jej losy i przede wszystkim co skrywa tajemniczy dziennik? tego wszystkiego dowiecie się sięgając po Dom orchidei Lucindy Riley. Z pewnością wielu z Was ma tę lekturę za sobą, ale jeśli nie czytał książki to polecam ją z całego serca, bo to kawał dobrej literatury.
Jak wiecie ja kocham książki, których akcja dzieje się dwutorowo. Kocham książki pełne tajemnic z przeszłości, które przez przypadek wychodzą na światło dzienne, a przede wszystkim kocham książki, które mnie wciągają od pierwszych stron. Autorka stawia przed bohaterami trudne wyzwania. To słodko - gorzka powieść o miłości pełnej tajemnic, to wielopokoleniowa powieść o rodzinie, ale także o podróży śladami przodków. Ja jestem zachwycona piórem autorki i już zacieram ręce na kolejną jej powieść. Po co tym razem sięgnę? Nie mam bladego pojęcia, ale z pewnością będzie to kolejna niezapomniana lektura.


Moja ocena 9/10


Za możliwość przeczytania ebooka dziękuję Wydawnictwu Albatros.