Ciepła, przepełniona humorem i wzruszeniami opowieść o tym, co jest naprawdę ważne. Bo święta mogą być wyjątkowe, nawet gdy z nieba spadną cztery płatki śniegu na krzyż...
Gwiazdka za pasem, w powietrzu pachnie makowcem, goździkami i zieloną choinką. Mieszkańcy małego miasteczka myślą już o przygotowaniach świątecznych, ale na drodze lepienia uszek i łańcuchów choinkowych staną im rodzinne perypetie. Zabiegani zapomną, co naprawdę liczy się w świętach. Na szczęście ktoś im o tym przypomni...
Ten wyjątkowy czas skrzyżuje ze sobą drogi małżeństwa posądzającego się wzajemnie o zdrady, młodej mamy zmęczonej dobrymi radami teściowej, sknery, którego żona marzy o dziecku, kobiety samotnie wychowującej córeczkę i pewnego przystojnego mężczyzny. Wśród codziennych problemów trudno się zatrzymać i po prostu cieszyć wspólnymi chwilami, ale w miasteczku mieszka ktoś, kto pomoże im na nowo odkryć magię świąt.
źródło: empik.com
Wydawcy zaraz po Wszystkich Świętych prześcigają sie w wydawaniu książek o tematyce bożonarodzeniowej ( jak w marketach,gdy od listopada straszą mikołaje i bombki).Nie to nie jest zarzut pod adresem wydawnictw,a wręcz przeciwnie, bo przecież w ferworze lepienia uszek i zawijania makowców nie zawsze jest czas podrapać się po głowie,a co dopiero sięgnąć po książkę.Także już od listopada nastrajam się ( póki co literacko) do świąt:)
Tym razem w moje łapki wpadły Cztery płatki śniegu i chociaż za oknem szaro,buro i nijako to książka pokazuje o co tak naprawdę biega w tych świętach i co powinno być najważniejsze.
Autorka wprowadza nas do kamiennicy w Kalwarii Zebrzydowskiej przy ul.Weissa i strona po stronie pozwala nam się zaprzyjaźnić z jej mieszkańcami. No w moim przypadku nie ze wszystkimi,bo Waldemara udusiłabym gołymi rękami i trzy razy upewniłabym się czy aby na pewno nie oddycha. Poznajemy Zuzannę z jej mężem Kajetanem, Marzenę, która samotnie wychowuje Stasię, Monikę z mężem i malutkim synkiem,żonę nieszczęsnego Waldemara Annę i najważniejszą postać w całej książce Panią Michalską. Wszyscy mieszkańcy przygotowują się do świąt i przeżywają swoje perypetie, a kluczem łączącym jest pani Michalska,która chce nakłonić wszystkich mieszkańców do wspólnego ubierania choinki i kolędowania. Czy jej się to uda??
Przezabawne są perypetie Zuzy i jej męża, do których w akcję wkracza znana nam z wcześniejszych książek pani Joanny Kalina, przesympatyczna jest Stasia i jej mama,ale już Waldemar powalił mnie na łopatki(Boże, dzięki Ci za normalnego męża) :)
W zasadzie to trzy czwarte książki obśmiałam się ,a poczucie humoru autorki jest wręcz niesamowite,że już o wyobraźni nie wspomnę:)
Książka wydaje się być niesamowitą komedią pomyłek, ale.... no właśnie zawsze musi być jakieś ale.Postać Pani Michalskie uświadamia nam po co są te święta, nie dla prezentów i wypchanych kosz, nie dla komercji i sztucznych mikołajów,ale dla rodziny.I nie ważne czy podamy łososia czy śledzia w śmietanie,makowce czy pierniki z marketu ważne aby w tym dniu nikt nie był sam, bo to są rodzinne święta,a nie ma na świecie nic ważniejszego niż rodzina. To czas kiedy gasną wszystkie spory, ludzie są dla siebie milsi, uśmiechamy się wzajemnie, a nie można tak przez cały rok.
I lojalnie uprzedzam,że końcówka książki zmusza do refleksji i niejednemu łezka się zakręci w oku.
Jak dla mnie bomba :)
Moja ocena 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz